niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 5 : Zakon Salenitów



Byłam przerażona. Jak oni w ogóle dowiedzieli się, że tam jestem? Nie było mnie widać, nie było mnie słychać, więc jakim cudem?!
- No chodź, kochanie. Nie zrobimy ci krzywdy – powiedział na pozór łagodnym głosem Tristian. Cofnęłam się bezszelestnie kilka kroków w zarośla, zaklinając, by dali mi spokój i, by pomyśleli, że tylko im się wydawało. Na próżno. – Słuchaj, wyjdziesz sama albo pójdę po ciebie – rzucił z lekką irytacją chłopak, a mi nie pozostawało już nic innego, jak tylko rzucić się do ucieczki.
- Ja to załatwię – moich uszu dobiegł znużony głos Dimitriego. – Ty nie grzeszysz delikatnością – powiedział Iwanow, po czym ruszył za mną. Gdy po kilku minutach biegu odwróciłam się, Dimitriego nigdzie nie było. Przystanęłam więc na chwilę, łapiąc oddech. Chyba udało mi się go zgubić. Gdy się znów odwróciłam, stał już przede mną. Serce odeszło mi do gardła. Nie mam pojęcia, jakim cudem pojawił się przy mnie tak znikąd. Przecież sekundę temu jeszcze go nie było! – Nim, wiesz, że nie masz ze mną najmniejszych szans? – wyszeptał mi do ucha, przyciągając  mocno do siebie. Próbowałam się wyrwać, ale nic to nie dało. Dimitry był zbyt silny. Nienaturalnie silny, choć na takiego nie wyglądał. Przez myśl mi przeszło, aby zrobić użytek z Mocy, ale zaraz uświadomiłam sobie, że z kolei wtedy moja tajemnica wyszłaby na jaw, a oni już nie daliby mi spokoju. W takim wypadku pozostawało mi tylko spróbować przekonać ich do mojej „normalności”.
- Puść mnie, proszę – powiedziałam słabo, łamliwym głosem. – Nic ci nie zrobiłam.
-O tym porozmawiamy później – rzucił zdawkowo. – A teraz idziemy dołączyć do reszty.
- Ale Dimitry, ja…
- Nie wykłócaj się ze mną, tylko współpracuj – odparł chłopak, posyłając mi drwiący uśmieszek. – Jeśli będziesz grzeczna, i ja będę miły, a jeśli nie… Cóż wtedy porozmawiamy inaczej.
 - Czy ty mi grozisz? – spytałam ostro, niezdolna ze strachu, aby wykonać jakikolwiek ruch. Dimitry wyraźnie to wyczuł i tylko się roześmiał.
- Mówię tylko, jak będzie. 
- Ale ja nic nie zrobiłam! Słyszałam, co mówiliście. To nie ja nabazgrałam te napisy, nie jestem tym Veri – czymś tam!
- Verissetem, skarbie, Verissetem.
- No właśnie!

- Nawet jeśli nim nie jesteś, czymś z całą pewnością jesteś. Może banshee? Nie wiem, ale się dowiem – rzucił lekko, po czym uwolnił mnie ze stalowego uścisku. – Idziemy – rozkazał, ciągnąc mnie tym razem za rękę.
- Auuu, to boli! – syknęłam, próbując mu się wyrwać.
 - Ciesz się, że to nie Tristian po ciebie poszedł. Musisz wiedzieć, że mój przyjaciel jest jeszcze mniej delikatny i gdyby tu był, nie cackałby się z tobą, tylko po prostu przerzucił sobie przez ramię jak worek ziemniaków i zaniósł tam, gdzie chciał.
- Ciekawych masz przyjaciół – odburknęłam.
- Fakt, Tristian to trudny typ, Nefertari zresztą też, ale idzie się przyzwyczaić – odparł zdawkowo, po czym się już nie odezwał, dopóki znów nie stanęliśmy przed jego przyjaciółmi. – Mam naszą zgubę – rzucił do nich triumfalnie i prześmiewczo jednocześnie.
- Rzeczywiście wygląda jak pastereczka Zosia – zauważył Tristian, szturchając lekko Nefertari.
- Mówiłam? Jeszcze tylko stado baranków i …
- Możecie się zamknąć – wycedził Dimitry, puszczając moje ramię. – Nie przywlokłem jej tutaj, żebyśmy dyskutowali, do której postaci z bajki jest podobna, czyż nie? Chociaż ja osobiście obstawiałbym Złotowłoskę, nie czas teraz o tym dyskutować. Mamy do obgadania ważniejsze sprawy… Pamiętacie jeszcze?
- No, ale nie możemy tego robić tutaj – podsunęła Nefertari, przyglądając mi się uważnie.
- A więc gdzie? – spytał Tristian – Może tam, gdzie zawsze?
- Czemu nie? Idziemy – zakomenderował Iwanow po czym znów chwycił mnie za rękę. Przez niego czułam się jak pies na smyczy, którego pan kontroluje każdy ruch.
- O nie, ja nigdzie nie idę – rzuciłam ostro, piorunując go spojrzeniem. W tym momencie bardziej od strachu czułam złość. – Nie mam wam nic do powiedzenia. Nie mam ochoty nigdzie iść, a wy nie możecie mnie do niczego zmusić, jasne?!
Na te słowa Tristian spojrzał tylko na mnie spod uniesionych brwi i odpowiedział mi w jednym słowie:
- Możemy.
- Halo, a co z prawami Człowieka?! – nie dawałam za wygraną.
- Od dawna nas już nie obowiązują – odparł Dimitry posępnie.
- Ale mnie tak. Nigdzie nie idę. Możecie mnie związać, zabrać siłą, ale sama nie zrobię ani kroku. Nie jestem waszą własnością i nie macie prawa mi rozkazywać, zrozumiano?
- Gehe mit uns. Ohne Diskussion. Verstehst du?! – rzucił zirytowany Tristian, patrząc wymownie w niebo.
- Schmidt, wyluzuj, bo ci się ustawienia fabryczne włączyły. Przestań szprechać, tylko uruchom z powrotem angielski, jasne? – powiedział Dimitry, posyłając Nefertari rozbawione spojrzenie.
- Sorry, wojenne nawyki – mruknął Tristian. Okey, z chwili na chwilę robi się coraz dziwniej. Teraz jestem już pewna, że coś brali. Nie wiem co, ale następnym razem niech biorą połowę, bo wszyscy bredzą od rzeczy.
Kiedy protestowałam jeszcze chwilę, Dimitry stracił cierpliwość.
- Niech żyją metody Tristiana – powiedział, po czym rzeczywiście przerzucił mnie sobie przez ramię i gdyby nigdy nic ruszaliśmy w stronę budynku Historii. Aha. Skoro Iwanow to ten „delikatny”, to wolę nie wiedzieć, jaki jest Schmidt albo Nefertari.
- Nefi, otwórz przejście – powiedział Tristian, gdy całą czwórką stanęliśmy przed tylną ścianą Internatu Historyków.
- Nie możecie po prostu wejść drzwiami jak każdy normalny uczeń? – spytałam z irytacją, patrząc jak dziewczyna ściąga z szyi kryształowy wisiorek i majstruje nim przy kamiennej ścianie. Nefertari zbyła moją uwagę, nie przestając… właściwie to nie wiem, co ona wyczyniała z tym wisiorkiem, ale wyglądała naprawdę osobliwie.
- Teraz już wiesz dlaczego? – spytał ze śmiechem Dimitry, gdy kamienna ściana nagle bezszelestnie się rozstąpiła, ukazując stare, drewniane drzwi. Zaniemówiłam z wrażenia. Teraz możecie sobie wyobrazić, w jakim szoku byłam.
- Możesz ją już postawić – rzuciła Nefertari, posyłając mi pełne niechęci spojrzenie. Miałam ochotę pokazać jej język, ale lepiej się już bardziej nie pogrążać, na wypadek gdyby Tristianowi przypomniały się jeszcze inne „wojenne nawyki”.
- Nareszcie – mruknęłam, gdy Dimitry w końcu raczył odstawić mnie na ziemię.
- Idę pierwszy, a ty asekurują naszą Pastereczkę, żeby nic sobie nie zrobiła na tych schodach – powiedział szorstko Tristian, otwierając ukryte drzwi.
- Nie jestem sierotą – odparłam chłodno, ale oni nic nie odpowiedzieli. Tak jak powiedział Tristian, poszedł on pierwszy, za nim Nefertari, a po niej ja z Dimitrim. Za owymi drzwiami znajdowały się strome, wyślizgane schody z kamienia, na których naprawdę sztuką było zachować równowagę. Mroczny korytarz oświetlały nieliczne pochodnie, które były jedynym źródłem światła po tym, jak drzwi za nami zniknęły tak nagle, jak się pojawiły.
- Zbudowaliście tu sobie jakiś bunkier czy co? – spytałam, posyłając dziewczynie drwiący uśmieszek, gdy już zeszliśmy ze schodów i teraz przemierzaliśmy kolejny mroczny korytarz wydrążonym w skale, znajdującej się pod ziemią (Internat Historyków znajdował się na małym wzniesieniu. Wzgórze wydaje się być niewielkie, lecz pod ziemią kilometrami w dół znajdowała się reszta potężnej góry).
- Nie my. Nasi poprzednicy – odparła z równie prześmiewczym wyrazem twarzy Nefertari.
- Tak poza tym, to nie jest bunkier, tylko stara Siedziba Salanitów – dodał Tristian, nawet nie racząc na mnie spojrzeć.  – Starszyzna ma teraz inną, a tą pozostawili nam do dyspozycji.
- I wszystko jasne – rzuciłam sarkastycznie.
- Jesteśmy na miejscu – oznajmiła Nefertari, zatrzymując się przed potężnymi, rzeźbionymi wrotami, wykonanymi z marmuru, po czym bez zbędnych ceregieli otworzyła je jednym pchnięciem (chociaż wydawały się tak ciężkie, że ja mógłbym się męczyć z nimi tydzień, a i tak by ani drgnęły).
- Wchodź – rzucił Iwanow, wprowadzając mnie do środka wielkiej komnaty. Wydrążone w skale pomieszczenie robiło wrażenie. Nie było tu okien, ale ich brak doskonale reprezentowały szklane kandelabry z setkami świec. Kamienną podłogę okrywały zabytkowe, perskie dywany, natomiast ściany zdobiły wytworne gobeliny, a także obrazy i freski, w większości przedstawiające mitologiczne stworzenia, a także sceny z ludowych podań. W całym pomieszczeniu znajdowało się mnóstwo regałów, bogato zastawionych tysiącami  ksiąg. W centralnej części pomieszczenia znajdował się okrągły  stół z ciemnego drewna, a na nim leżały w nieładzie stare dokumenty. Po prawej stronie od wejścia znajdowały się dwie duże, szklane gabloty. W pierwszej było wiele malutkich flakoników z kolorowymi płynami, natomiast w drugiej wyeksponowane zostały różne rodzaje noży i mieczy, gotowych do użycia.  Na sam widok stalowych ostrzy przeszły mnie ciarki. W pierwszym odruchu chciałam spytać, po co im to żelastwo, ale rozsądek podpowiedział mi, że lepiej będzie nie przypominać im o tych wszystkich mieczach w mojej obecności, bo jeszcze zapragnął zrobić z nich użytek albo zademonstrować mi ich działanie z bardzo bliska.
-Setz dich – burknął Schmidt, wskazując mi odsunięte krzesło przy owym okrągłym stole.
- Tristian, nie chcę nic mówić, ale znowu się przestawiłeś… - upomniała go delikatnie Nefertari. – Jak już jej rozkazujesz, to chociaż rób to tak, żeby zrozumiała.
- Zapamiętam – rzucił chłopak z ironicznym uśmieszkiem na ustach.
- Możecie mi w końcu powiedzieć, co ja tu robię i kim wy, do cholery, jesteście? – spytałam, zajmując miejsce i mierząc przy tym Dimitriego wrogim spojrzeniem.
- Termin „Salanici” coś ci mówi? – ozwał się Iwanow, siadając obok mnie.
- To jakaś sekta?
-Trzymajcie mnie, bo zaraz coś rozbiję – rzuciła podenerwowana Nefertari, wyraźnie oburzona moją  ignorancją. „Punkt dla mnie” – pomyślałam z zadowolonym uśmieszkiem na ustach.
- Salenici to tajne stowarzyszenie, skupiające jednostki… no można powiedzieć, że nadzwyczajne – zabrał się za tłumaczenie Dimitry. – Jego członkami są wszelkiego rodzaju osobniki paranormalne, o których zwykli ludzie nie mają nawet prawa wiedzieć. Zjednoczone ze sobą istoty nadprzyrodzone, których celem jest tropienie i eliminowanie osobników, zagrażających naszej tajemnicy i takich, którzy łamią Prawo Tajności, to znaczy, że nie kryją się z polowaniami albo nawet specjalnie i z premedytacją zabijają i atakują niewinnych.
- Jednym z takich właśnie trudnych okazów jest Verisset, który nie wiedzieć czemu upodobał sobie okolice Darki i wybija uczniów jeden po drugim od przeszło dwustu lat – wtrącił siedzący naprzeciwko mnie Tristian, przeciągając się leniwie. – Ten delikwent cały czas pozostaje nieuchwytny. Od dwóch stuleci Salenici próbują wykryć kim on jest, lecz ten skurczybyk kryje się zbyt dobrze.
- Czekajcie… - ucięłam ostro. Już i tak zbyt dużo wiadomości do przetrawienia. – Jakie jednostki nadprzyrodzone? O czym wy mówicie? – spytałam coraz bardziej zszokowana.
- Znasz powiedzenie „w każdej legendzie tkwi ziarnko prawdy”? – spytał Dimitry.
- Tak.
- Czy nigdy nie zastanawiałaś się, dlaczego wszelkiego rodzaju upiory są wszechobecne w ludowych podaniach i mitach? Syreny, opisane przez Homera, Strzygi, ludzie – wilki, meduzy, driady, duchy, a nawet wampiry. Naprawdę myślisz, że ludzie zdołaliby sami wymyślić coś takiego? Istoty tak intrygujące, a zarazem śmiertelnie niebezpieczne? Myślisz, że w swoich ciasnych umysłach daliby radę stworzyć coś takiego?  - pytał Iwanow.
- Wyobraźnia nie zna granic… - podsunęłam cicho.
- Może jeden człowiek wymyśliłby sobie istnienie istoty, żyjącej tylko dzięki ludzkiej krwi, ale nie cały świat. Może jednej osobie wydawałoby się, że widzi ducha, ale nie tysiącom innym osób – nie dawał za wygraną, a ja już nic nie odpowiedziałam.  W sumie coś było w jego słowach… Osoby kontrolujące żywioły teoretycznie też nie istnieją, lecz mimo to ja się urodziłam z taką mocą. Dlaczego nie mieliby istnieć inni? Tacy sami odmieńcy jak ja? Czy to możliwe, że nie jestem sama?
 - Trzeba w końcu przyszpilić tego naszego muchomorka, bo drwi sobie nie tylko z nas, ale i całego Zakonu – dodała Nefertari, zwracając się bardziej do Tristiana i Dimitriego niż do mnie.
- Zakonu? – zdumiałam się. – Nigdy nie widziałam was w habitach.
- Nie o takim Zakonie mowa – rzucił Dimitry ze śmiechem.  – Nie zależy mi na tych ludziach aż tak, żeby przysiąść wieczysty celibat.
- Słyszałam waszą rozmowę. Myślicie, że ja jestem tym całym Verissetem, tak? – spytałam nieco drżącym głosem.
- Rozważamy to – odparł Tristian zdawkowo.
- Ja nikogo nie zabiłam. Nie należę do waszego świata, kimkolwiek jesteście, jasne? Po prostu wypuśćcie mnie. Ja naprawdę nic nie wiem – zapewniałam, modląc się w duchu, by mi uwierzyli. Dimitry położył mi rękę na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy, po czym spytał szeptem:
- Dlaczego kłamiesz?
- Co?! Ja wcale nie kłamię, naprawdę! Ja… Nikomu nic nie zrobiłam, zrozumcie! – mój głos wcześniej tak pewny siebie i opryskliwy, teraz balansował na skraju załamania.
- Nie mówiłem, że w tej części kłamiesz – sprostował Dimitry. – Chodziło mi o to, że zapewniasz, iż jesteś „normalna”, lecz tak naprawdę sama w to nie wierzysz. Wiesz, że prawda jest inna, ale nie chcesz się przyznać.
- Nie, naprawdę nie! – czułam, jak ogarnia mnie panika.
- Masz przyspieszony puls. Nie mówisz nam prawdy – powiedział Tristian, przyglądając mi się bacznie.
- Skąd wy to wszystko wiecie?! Dlaczego słyszycie coś, czego nawet ja sama nie słyszę? Co jest z wami nie tak?!
- To nie ma sensu - mruknęła Nefertari, przeczesując dłonią swe długie, czarne jak heban włosy. – Jeśli jeszcze się nie domyśliłaś, to naprawdę jesteś bardzo niedomyślna.
- Ale… Ale to nie możliwe… - wyjąkałam, otwierając szeroko oczy. – Nie, no dosyć tego! Jesteście nienormalni albo jesteście ćpunami, co tylko podkreśla to, że jesteście nienormalni! Nie wiem, co bierzecie, ale to odstawcie!  Wracam do Internatu – zawołałam, zrywając się gwałtownie z miejsca i ruszając ku drzwiom. A przynajmniej miałam takie plany, dopóki Dimitry nie złapał mnie mocno za przegub dłoni i nie posadził siłą na krzesło.
- Auuu, to bolało! – syknęłam cicho, próbując się podnieść. – Dajcie mi spokój, bo zacznę krzyczeć!
- A krzycz sobie dowoli, jesteśmy ze sto metrów pod ziemią, wszędzie nic tylko lita skała, więc życzę ci powodzenia – odparł Tristian, a jego oczy błysnęły szkarłatem. Wydałam z siebie zduszony okrzyk. Podobnie jak wtedy, gdy zobaczyłam krwawiący portret Fiorence, zaklinałam w duchu, bym miała tylko przywidzenia.
- Wampiry nie istnieją – szepnęłam, zastygając z przerażenia w bezruchu.
- I wracamy do punktu wyjścia – rzuciła Nefertari, wywracając znacząco oczami.
- Ale…
- Na nienawiść Setha i wielkiego Ozyrysa, pana podziemi, i na miłość wspaniałej Izydy, tak! Jesteśmy tym czym jesteśmy, tak technicznie jesteśmy martwi, i tak pijemy krew, jeszcze jakieś pytania?! – Nefertari straciła panowanie.
- I nie, nie świecimy się na słońcu – dodał ze słodkim uśmieszkiem Dimitry. – Ani nie płoniemy. Słońce po prostu nas drażni tak, jak tobie udało się troszeczkę rozdrażnić naszą królewnę.
Dziewczyna spojrzała nie niego spode łba, ale nic nie odpowiedziała.
- Skoro teraz wiesz o nas, my też powinniśmy wiedzieć o tobie – napomknął Tristian, posyłając mi znaczące spojrzenie. Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, kiedy dodał – I nie próbuj znowu zaprzeczać, bo jak zauważyłaś jestem dziś nieco wkurzony i nie mam ochoty się z tobą wykłócać. Nie wypuścimy cię stąd,  dopóki nie poznamy prawdy. Skoro jednak chyba nie jesteś naszym Verissetem, to zostaniesz naszym sprzymierzeńcem czy chcesz czy też nie.
- Jaką mam pewność, że mnie nie zdradzicie? – spytałam po chwili.
- Tajemnica za tajemnicę. Ty kryjesz nas, my będziemy kryć ciebie – powiedział Dimitry poważnie. – Im więcej Takich Osób, tym łatwiej będzie schwytać Verisseta. Jesteś nam potrzebna, czymkolwiek jesteś.
- Jak wam powiem, wypuścicie mnie i nic mi nie zrobicie? – spytałam cicho, spoglądając niepewnie na groźnie wyglądającą gablotę z bronią.
- W rzeczy samej – przytaknął Tristian spokojnie, mierząc mnie swym chłodnym wzrokiem.
- A więc… Ja… Od dziecka potrafię kontrolować wodę i ogień, powietrze i ziemię… Nie pytajcie dlaczego, bo nie wiem… - wyznałam w końcu, starając się nie patrzeć na nich.
- Czyli jesteś Feliree? – spytała Nefertari.
- Jeśli tak to się nazywa…
- Czekajcie… - uciął ostro Dimitry. – Ogień? Czyli to byłaś ty, tej nocy kiedy zamordowano Lydię? To ty sprawiłaś, że ogień pojawił się tak znikąd?!
- Tak jakby...
- Wiedziałem, że ktoś tam wtedy był… - rzucił pod nosem Iwanow.
- Czyli okazuję się, że mamy do omówienia więcej spraw, aniżeli myśleliśmy… - ozwała się Nefertari.
- Powiedziałam, co chcieliście. Kiedy mnie wypuścicie?
- Jak omówimy te wszystkie sprawy.
Nimfadora Rosengard ^^^^

15 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :D
    Dimitry delikatny... ta jasne... Chłopakowi po prostu podoba mu się Nim xD
    Już lubię Tristana.
    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja... nie będę się rozpisywała, bo nie widzę w tym sensu.
    Rozdział był fenomenalny.
    Powiem szczerze że zaczyna mi się podobać ten cały Tristan... :D
    Weny kochana ci życzę i aby kolejny rozdział pojawił się szybko!
    Pozdrawiam,
    Elfik Elen

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne!
    Nie moge doczekać sie następnego rozdziału XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział genialny! I bardzo fajnie, że jest taki długi! Naprawdę nie wiem co więcej napisać. Szczerze to raczej myślałam, że oni są wilkołakami, a nie wampirami... Feliree? Oryginalna nazwa ;) Ale jakie sprawy do omówienia? Co oni chcą z nią zrobić? Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyta się miło i ciekawie, a akcja toczy się szybko i zgrabnie (podziwiam), choć czasem można domyśleć się następstw :)
    Myślę, że będę tu czasem wpadać :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, super, super... Kiedy następny?? akcja, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Ach ciekawa jestem jakie są te sprawy.. :D
    CZekamm. :3

    Alex xoxo

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś czuje że na jednej rozmowie sie nie skończy :) A także wyczuwam jakiś sojusz :D No ale czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmmm... naprawdę dawno mnie tu nie było. Nie będę się zbytnio rozpisywać, bo przyznaję, że czytałam rozdział częściami i teraz trudno byłoby mi napisać coś sensownego. Ale bardzo, bardzo mi się podobał.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział boski!
    Wiele się wyjaśnia :)
    Lece dalej
    Buziaki:*
    A.

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże, jak ja nie lubie opisów ;cc Ale rozdział dość fajny. I ten Tristian... I Dimitry... <3 :D Myślałam, że Nim będzie dalej trwała w tym że nie jest jakaś niezwykła, a ona tak sie przełamała. Trochę zaskoczyło mnie to, że tu są wampiry. Ale to pozytywne zaskoczenie ;3

    OdpowiedzUsuń
  12. Polubiłam Tristiana :3 Ogólnie historia coraz bardziej się rozkręca, a ja nakręcam się na nią. Idę czytać dalej :*


    http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. To miłego gadania :-)
    Czytam dalej bez zwłoki
    Coco Evans
    Super!

    OdpowiedzUsuń
  14. Piszę, żeby poinformować, że nadrabiam rozdziały na TDH :D stwierdziłam, że w sumie czemu nie? Wygląda fajnie xd i jak na razie nie jestem zawiedziona, opowiadanie trzyma poziom, choć na pierwszy rzut oka widać, że pierwszy rozdział nie może się równać z czterdziestym :) ale i tak kocham Twoją twórczość!!!!!

    Aha. No i "ustawienia fabryczne" i "przestań szprechać" było zajeiste :D uśmiałam się xd

    Pozdrawiam,
    lapidarna

    OdpowiedzUsuń