sobota, 29 marca 2014

Rozdział 7 : Nocna spowiedź



Zmieszana otworzyłam pospiesznie drzwi Internatu i na paluszkach weszłam do środka. Było bardzo ciemno i cicho, domyśliłam się, że wszyscy dawno spali. Uważając, by ich nie zbudzić, udałam się do sypialni mojej i Victorii. Z racji tego, iż było tak ciemno, że nie mogłam znaleźć włącznika światła, musiałam szukać schodów „na czuja”. Tak jak za dnia chwilami przerażały mnie te wszystkie portrety, zerkające na mnie wrogo z obrazów, to w nocy wyglądało to wszystko jeszcze gorzej. Rodem jak z horroru. W końcu dotarłam do drzwi naszego pokoju, przekręciłam ostrożnie gałkę i weszłam do środka. Kiedy tylko przekroczyłam próg sypialni, nagle rozbłysło ostre światło, rażące mnie w oczy.
- Gdzieś ty była? Martwiłam się o ciebie! – rzuciła oskarżycielskim tonem Victoria, kierując lampkę biurową prosto na moją twarz.
- Nie potrzebnie – mruknęłam, mrużąc oczy przed światłem.  – Cały czas byłam ze… Scottem. Wiesz, że się uczyliśmy – powiedziałam szybko, unikając jej spojrzenia. – Tak poza tym, możesz to opuścić?
- Już się robi – powiedziała, ustawiając lampę tak, by nie świeciła mi już prosto w twarz. – Od kiedy to korki z chemii trwają do trzeciej w nocy? Tak długo cię nie było, że już myślałam, że testujecie w praktyce. Jakieś białe proszki czy coś…
- Bardzo zabawne – odparłam, posyłając jej krzywy uśmiech. – Po prostu się uczyliśmy.
- Nim, co ty masz na sobie? – spytała nagle, przyglądając mi się badawczo.
- Ale co? – zdziwiłam się.
- To Dimitriego? – Victoria wskazała na czarną, skórzaną kurtkę, posyłając mi przy tym pytające spojrzenie. Ups, zapomniałam mu jej oddać… Teraz Victoria będzie dociekać, a już prawie ją przekonałam do porzucenia tego tematu. Epic Fail.

wtorek, 25 marca 2014

Tumblr

Cześć :) Niedawno założyłam sobie tumblra i tak sobie pomyślałam, że podam wam linka :) Jeśli będziecie chcieli o coś spytać, to pytajcie, piszcie, obserwujcie :) No to tyle ;* Do następnego rozdziału :D
http://meridiane-falori.tumblr.com/

czwartek, 20 marca 2014

Rozdział 6 : Dimitry Iwanow



- Jak dla mnie ten cały Verisset nie jest aż tak inteligentny – powiedziałam, gdy już zeszliśmy z tematu moich super mocy i przeszliśmy do tematu potwora. – Po co na tej ścianie zostawił inicjały upatrzonej przez siebie ofiary? Teraz wszyscy uczniowie o inicjałach P.W. będą siedzieć przestraszone w internatach i Verisset nie będzie miał, jak ich dopaść. Jak dla mnie to coś ma poważne problemy z myśleniem strategicznym.
- Wcale nie – sprzeciwił się Dimitry. – Pisząc to, wykazał się ogromną inteligencją i sprytem. Widać, że zna się na rzeczy.
- Nie rozumiem…
-  Pomyśl tylko, Nimfadoro – nakazał mi chłopak, przeszywając mnie na wskroś spojrzeniem swych ciemnych oczu. – Gdyby ich nie podał, gdyby Verisset nie naprowadził ludzi na trop ofiary, każdy by myślał, że to tylko dowcip, że na pewno nie padnie na niego… A tak? W szkole pewnie będzie z pięćdziesiąt osób o takich inicjałach i te pięćdziesiąt osób przez najbliższy czas będzie drżało ze strachu. A o to właśnie chodzi zabójcy. On rozkoszuje się ich paniką. Dodatkowo zlęknieni będą przyjaciele potencjalnych ofiar. W ten sposób zapanuje ogólna psychoza. Verisset doskonale wie, co robi – wyjaśnił. W sumie coś było w jego słowach… Dimitry miał rację. W ten sposób zagrożenie stało się dla uczniów bardziej realne. – Wiecie co? Coś mi się przypomniało… Zaraz wrócę – rzucił nagle Iwanow, po czym szybko wyszedł z komnaty Salenitów. 
- Pójdę z tobą! – zawołała za nim Nefertari, po czym puściła się biegiem za chłopakiem.
- Dimitry ciągle mnie zaskakuje – powiedziałam do Tristiana. – Skąd on tak dobrze zna tok myślenia mordercy? Myślałam, że nie łatwo rozgryźć takiego szaleńca…
- Może jest w stanie go przejrzeć, bo sam też ma sporo na sumieniu… - odpowiedział Schmidt, wzruszając ramionami.
- Co masz na myśli? – spytałam.
- Chcę tylko powiedzieć, że Dimitry też nigdy nie był aniołem. Chyba że śmierci.
- No, ale przecież jest po waszej stronie, czyż nie? O ile dobrze zrozumiałam, wy jesteście „ci dobrzy”, tak?
- Istotnie, teraz Dimitry służy Salenitom, ale nie do końca z własnej woli.
- Nie rozumiem.

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 5 : Zakon Salenitów



Byłam przerażona. Jak oni w ogóle dowiedzieli się, że tam jestem? Nie było mnie widać, nie było mnie słychać, więc jakim cudem?!
- No chodź, kochanie. Nie zrobimy ci krzywdy – powiedział na pozór łagodnym głosem Tristian. Cofnęłam się bezszelestnie kilka kroków w zarośla, zaklinając, by dali mi spokój i, by pomyśleli, że tylko im się wydawało. Na próżno. – Słuchaj, wyjdziesz sama albo pójdę po ciebie – rzucił z lekką irytacją chłopak, a mi nie pozostawało już nic innego, jak tylko rzucić się do ucieczki.
- Ja to załatwię – moich uszu dobiegł znużony głos Dimitriego. – Ty nie grzeszysz delikatnością – powiedział Iwanow, po czym ruszył za mną. Gdy po kilku minutach biegu odwróciłam się, Dimitriego nigdzie nie było. Przystanęłam więc na chwilę, łapiąc oddech. Chyba udało mi się go zgubić. Gdy się znów odwróciłam, stał już przede mną. Serce odeszło mi do gardła. Nie mam pojęcia, jakim cudem pojawił się przy mnie tak znikąd. Przecież sekundę temu jeszcze go nie było! – Nim, wiesz, że nie masz ze mną najmniejszych szans? – wyszeptał mi do ucha, przyciągając  mocno do siebie. Próbowałam się wyrwać, ale nic to nie dało. Dimitry był zbyt silny. Nienaturalnie silny, choć na takiego nie wyglądał. Przez myśl mi przeszło, aby zrobić użytek z Mocy, ale zaraz uświadomiłam sobie, że z kolei wtedy moja tajemnica wyszłaby na jaw, a oni już nie daliby mi spokoju. W takim wypadku pozostawało mi tylko spróbować przekonać ich do mojej „normalności”.
- Puść mnie, proszę – powiedziałam słabo, łamliwym głosem. – Nic ci nie zrobiłam.
-O tym porozmawiamy później – rzucił zdawkowo. – A teraz idziemy dołączyć do reszty.
- Ale Dimitry, ja…
- Nie wykłócaj się ze mną, tylko współpracuj – odparł chłopak, posyłając mi drwiący uśmieszek. – Jeśli będziesz grzeczna, i ja będę miły, a jeśli nie… Cóż wtedy porozmawiamy inaczej.
 - Czy ty mi grozisz? – spytałam ostro, niezdolna ze strachu, aby wykonać jakikolwiek ruch. Dimitry wyraźnie to wyczuł i tylko się roześmiał.
- Mówię tylko, jak będzie. 
- Ale ja nic nie zrobiłam! Słyszałam, co mówiliście. To nie ja nabazgrałam te napisy, nie jestem tym Veri – czymś tam!
- Verissetem, skarbie, Verissetem.
- No właśnie!

sobota, 15 marca 2014

Podzękowania ;)

Chciałabym podziękować wspaniałej Glen za zrobienie nagłówku na tego bloga :)
Jesteś wielka :*
Nimfadora Rosengard ^^^

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 4 : Podsłuchana rozmowa


Wydarzenia tamtej feralnej nocy odcisnęły duży wpływ na społeczność całego Dark. Wszyscy byli przygnębieni, a nawet wystraszeni zaistniałą sytuacją. Lydia miała wielu przyjaciół, lecz nikt nie rozpaczał po niej tak jak Victoria. Moja druga współlokatorka chciała nawet przenieść się do innej szkoły, gdyż wszystko tu kojarzyło jej się ze zmarłą przyjaciółka. Ostatecznie jednak rodzice przekonali ją, by została. Od zabójstwa Lydii minęły już dwa tygodnie, ale i tak nie było nocy, której by nie przepłakała. Początkowo wstawałam z łóżka i ją pocieszałam, lecz gdy dostrzegłam, że ona wcale tego nie chce, dałam spokój. Vicky doceniała troskę moją i Matta, ale nigdy nie przyjmowała pomocy. Widocznie stwierdziła, że musi sama się z tym uporać. Natomiast co się tyczy nauczycieli i dyrektora... Całej tej zgrai w ogóle nie zależało na znalezieniu winnego, lecz bardziej na tym, by informacja o nowym ataku nie dotarła do prasy. Może się bali, że na wieść o nieschwytanym zabójcy, grasującym w okolicy, rodzice zaczną zabierać swoje dzieci i szkoła upadnie. Jestem pewna, że okoliczni policjanci są z nimi w zmowie. Coś tak czuję, że Rada Szkoły opłaciła ich, żeby powiedzieli, że prawdopodobnie śmierć Lydii była śmiercią samobójczą. Nie możliwe, aby wyszkoleni śledczy sami wpadli na taki pomysł. Lydia i samobójstwo?! Rozumiecie to?! Ona miała poderznięte gardło, była cała we krwi, przecież nie mogła sobie sama zrobić czegoś takiego! Czy ci ludzie nie widzieli przerażenia, odmalowanego na jej twarzy? Czy nikt prócz mnie nie słyszał jej rozdzierającego duszę krzyku? Ostatniego błagania o pomoc?! Rozumiem, że dyrektor nie chce stracić pracy i zamykać placówki, ale nie można robić z ludzi głupców! Czy oni w ogóle pomyśleli, jak musieli się czuć rodzice Lydii, gdy usłyszeli, że ich córka „popełniła samobójstwo”? Przecież pewnie będą teraz latami się zadręczać i doszukiwać w tym własnej winy, podczas gdy prawdziwy sprawca pozostaje na wolności. Kiedy minął kolejny tydzień, sprawa niemalże rozeszła się po kościach. Z naszego Domu tylko jedna Victoria wciąż pamiętała i wspominała o przyjaciółce, podczas gdy wszyscy inni, nawet Matt, postanowili „nie rozdrapywać ran”. „Daj spokój, Vicky. Czego byś nie zrobiła, nie przywrócisz jej życia” – powiedział do niej chłopak, za co naskoczyła na niego przy wszystkich.

sobota, 8 marca 2014