poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 37 : Prawdziwa tożsamość Alexa

 //Dimitry//

Nie minęło pół godziny od naszego powrotu do Dark, jak wylądowaliśmy na Salenicko-Łowieckim (nie)przyjacielskim spotkaniu w gabinecie Alexa Morgana. Aż za dobrze pamiętałem swoją ostatnią wizytę w tym pokoju. Miało to miejsce w noc balu, kiedy Nimfadora i Scott znaleźli w łazience powieszoną Wiennę, a potem jeszcze ludzie Verisseta postanowili przenieść imprezę w plener i tam zaczaić się na Parkera. Wtedy z uporem godnym lepszej sprawy zapierałem się, że jestem zwykłym człowiekiem i w ogóle nie mam pojęcia, czemu mnie podejrzewają o cokolwiek, a dziś? Siedziałem sobie wygodnie na fotelu, popijając krwiste latte, nie musząc nikogo udawać. Dziwna odmiana.
Tristan na chwilę przed wejściem do gabinetu streścił mi i Nim pokrótce, co ustalili pod naszą nieobecność. Zawieszeni broni między nami a Morganami miało trwać tylko do momentu przekazania Verisseta i jego ludzi w ręce odpowiednich organów, ani chwili drugiej. Jeśli w trakcie współpracy, któreś z naszej trójki (Morganowie nie wiedzieli o Nefertari, May i Matejewach; wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że skoro sytuacja nie zmusiła ich do ujawnienia się, lepiej żeby nie ryzykowali i nie ujawniali się teraz, bo tak naprawdę nikt z nas nie wiedział, czego po Alexie i Claire można się spodziewać) zaatakuje człowieka, umowa zostaje zerwana. Każda strona ma obowiązek dzielić się wszystkimi zdobytymi informacjami, nie można żadnej zataić. Nie ma działania na własną rękę, bez konsultacji z resztą. I tego typu gadki.

Kiedy w gabinecie porównaliśmy swoje ustalenia, okazało się, iż Łowcy już wcześniej podejrzewali, że Verisset jest demonem, gdyż świadczyły o tym metody zabijania klasyczne dla czarnomagicznych rytuałów. Ich domysły częściowo znalazły potwierdzenie, kiedy Nimfadora opowiedziała im o naszej wizycie w Feyn i o tym, czego dowiedzieliśmy się od Jeminy. Morganowie nie byli ani trochę zdziwieni, kiedy doszła do tematu Samuela.
- Kolejny dvein. Ostatnimi czasy mnożą się jak króliki - mruknął Alex, po czym pociągnął kolejnych kilka łyków kawy ze swojego pingwinowatego kubka. Siedział przy biurku z nogami założonymi na blat. Jasne włosy miał tak roztrzepane, że zacząłem się zastanawiać, czemu ptaki jeszcze nie uwiły w nim gniazda.
 - Póki są nieszkodliwe, niech się mnożą. Co nas to obchodzi? - Claire wzruszyła ramionami. Ruda małpa stała oparta o biurko Alexa, przeglądając się w ekranie telefonu. Nawet nie wiecie, jaką miałem ochotę powiedzieć jej: "Tobie i tak już nic nie pomoże", ale ugryzłem się w język, bo... W sumie nie wiem dlaczego. Czas to nadrobić.
- I tak ci już nic nie pomoże, Claire - rzuciłem, znad parującej filiżanki.
- Zamknij się, Iwanow, jeśli nie chcesz, żeby w twojej wannie przypadkiem znalazła się jadowita żmija - warknęła, chowając komórkę do kieszeni. Spojrzenie, jakie mi posłała, zmieniłoby w kamień samą Meduzę.
- Czyżbyś miała zamiar podglądać mnie w kąpieli? - Uniosłem brwi. - Oj, nieładnie świntuszku. Nie przy ludziach.
- Fee. - Wzdrygnęła się ostentacyjnie. - Żeby jeszcze było na co popatrzeć.
- Tak? A mam ci przypomnieć, jak kiedyś przez tydzień nie chciałaś wypuścić mnie z sypialni? Sam sobie się dziwię, że nie założyłem ci sprawy o porwanie - powiedziałem, uśmiechając się z całą złośliwością, jaką byłem w stanie z siebie wykrzesać.
Tristan parsknął śmiechem, Nimfadora zaniemówiła, Claire spąsowiała na twarzy do tego stopnia, że jej głowa przypominała wielkiego pomidora, a Alex... cóż, po jego minie mogłem wnioskować, że zostały mi jakieś trzy sekundy życia.
- Uważaj na słowa, szczeniaku - warknął Morgan, z hukiem odstawiając kubek na biurko. - Mówisz do mojej siostry.
- Kto tu jest szczeniakiem, Morgan. - Spojrzałem na niego spod przymrużonych powiek. - Tak ci tylko przypomnę, że kiedy się urodziłem, twojego pra, pra, pra, pra, pra, pra, pradziadka nie było jeszcze w planach, co dopiero ciebie.
Alex już przygotowywał się do wygłoszenia jakiejś ciętej riposty, kiedy Nimfadora postanowiła interweniować.
 - Dość tego dobrego! Uspokoić się obaj, i to natychmiast - warknęła, z impetem podnosząc się z z fotela.
- Tak? I co nam niby zrobisz? - prychnął Morgan, posyłając jej pobłażliwy uśmieszek. - Poza tym, trochę szacunku, mała. Jakby nie było, jestem twoim nauczycielem.
- Och, dobrze wiemy, że nie ma pan stosownych papierów, a posada historyka to tylko taka przykrywka na potrzeby misji - rzuciła z irytacją. - Co zrobię? Oglądał pan może kiedyś kreskówki? Na nich zawsze nad jedną osobą wisiała czarna burzowa chmura, z której trzaskały pioruny. Jeszcze jedno słowo, a obaj wylądujecie pod właśnie taką chmurką.
- Ostra sztuka, już ja lubię. - Claire puściła oczko do Alexa.
Świetnie. Moja była zaczyna sympatyzować z moją prawiedziewczyną. Tego mi jeszcze brakowało. Chociaż wpadki z Chariee i tak nic nie przebije. Jak ja się cieszę, że na tej wycieczce chamsko nam przerwano, zanim doszło do czegoś więcej. SKĄD MOGŁEM WIEDZIEĆ, ŻE TO MOJA SIOSTRZENICA?! Ale dla Saschy to chyba niezbyt ważne. Raczej nie daruje mi tego do śmierci.
W sumie to już straciłem rachubę na ilu czarnych listach się znajduję. Alex, Claire, pan Darcy, Sascha, Tristan, bo chcę odbić mu dziewczynę, której w sumie on już nie chce, Nefertari, bo zgubiłem płytę, którą mi pożyczyła, własny ojciec, Verisset i jego kumple, Victoria (ta to nigdy mnie nie lubiła), Scott chyba też średnio za mną przepada (tak mi się przynajmniej wydaje, bo zwrot: "ruski mafiozo" nie brzmi jak zaproszenie do przyjaźni"), Cynthia, bo delikatnie dałem jej do zrozumienia, że wolałbym całować się z dementorem niż z nią (co niestety laski nie zniechęca)... hmm, nie jest dobrze, jeśli doliczyć jeszcze zarząd Zakonu i tych wszystkich, którym naraziłem się przez stulecia. Większości imion nie pamiętam, ale nie mam wątpliwości, że gdybym spotkał ich na ulicy, zaczęliby gonić mnie z pochodnią i widłami.
 - Wracając do tematu - podjęła Nimfadora, już znacznie spokojniej - kim jest dvein?
- Dvein to taki dobry duszek, pomagający człowiekowi - pospieszył z wyjaśnieniami Tris. - Jeśli ktoś umrze, nie wyrządziwszy w życiu ani dobra, ani zła, dostaje często drugą szansę, można by rzec. Ma wybrać sobie człowieka i do końca jego życia opiekować się nim, być mu przyjacielem... Rozumiesz?
- Powiedzmy... Czyli mam rozumieć, że Samuel to właśnie taki dobry duszek, tak?
- W rzeczy samej - przytaknął Tris, uśmiechając się lekko. Jednak Nimfadora uśmiechu nie odwzajemniła. Mruknęła tylko ciche: "aha" i na tym rozmowa się skończyła. Tristan nie mógł wiedzieć, ze co nieco mi się wymsknęło na temat jego relacji z Nefi, ale nie był głupi. Czuł, że coś ewidentnie jest nie tak. Jakby dla potwierdzenia moich domysłów, przesłał mi w myślach:
Nie mam pojęcia, czego nagadałeś jej tym razem, ale na twoim miejscu miałbym się na baczności.
Przełknąłem głośno ślinę, starając się na niego nie patrzeć.
Nie mam pojęcia, o czym mówisz, odpowiedziałem po chwili, na co Schmidt odpowiedział ironicznym prychnięciem.
- Wszyscy musimy przyznać, że zeznania Samuela brzmią całkiem prawdopodobnie... - powiedziałem już na głos, wodząc spojrzeniem po twarzach Morganów. - Jednak mimo to myślę, że wypadałoby to sprawdzić. Tak dla pewności. Mogę skontaktować się z Zakonem Palisanów. Kto jak kto, ale oni, jako główni zamierzani, myślę, że będą mogli powiedzieć nam coś niecoś o Aharteyim, czy jak on się tam nazywa.
- Dobry pomysł. Tylko jest pewien problem. Pierwszej lepszej osobie, która dzwoni, Palisani raczej nie podadzą szczegółów swoich misji, nie sądzisz? - rzekł z powątpiewaniem Alex.
- Spokojna głowa. Mam tam bardzo gadatliwego i jeszcze bardziej przekupnego kolegę. Zrobi się mały przelew i dostaniemy kopię raportu z akcji.
- Świetne - powiedziała Claire, powoli odzyskując naturalny kolor twarz. - My z Alexem możemy zamontować więcej kamer w obrębie Dark High. Nie od dziś wiadomo, że dzięki sknerstwu dyrektora szkoła ma ogromne braki w tym temacie. Może dzięki temu będziemy mieli lepsze pojęcie o tym, co się dzieje.
- Trzeba też bacznie obserwować zachowania uczniów - wtrąciła Nimfadora. - Verisset może przybierać różne postacie, ale szczerze wątpię, by potrafił doskonale podrobić ich zachowanie. Jeśli ktoś będzie zachowywał się nad wyraz dziwnie, zwłaszcza w okolicach rocznicy ataku, stanie się jasne, z kim mamy do czynienia.
Niebieskie oczy Nim pojaśniały. Widać było, że nieźle wkręciła się w całą tą zabawę w detektywów, choć jeszcze niedawno przeklinała nas wszystkich, że próbujemy ją w to wciągnąć.
- Tak, to może nam pomóc... - powiedziała zamyślona Claire.
- Mam pewien pomysł - ozwał się z nagłym ożywieniem Tristian.
- Dajesz, Smith - rzuciła Alex, odchylając się do tyłu, z rękoma założonymi za głowę.
- Schmidt, jeśli już. No ale mniejsza o to. W wielu internatach sprzątanie pokoi tak jak w hotelach, jest na porządku dziennym. A u nas nie.
- Chłopcze, nie chcę być niemiły, ale na rozmowy o sposobie prowadzenia tej budy może zostawimy na później, co?
Tristan westchnął z irytacją i posłał Alexowi spojrzenie spode łba.
- Chodziło mi o to, że można byłoby coś takiego i u nas wprowadzić, bo wtedy mielibyśmy okazję sprawdzić, czy w rzeczach uczniów nie ma żadnych podejrzanych przedmiotów. Takich jak na przykład księga Kyle'a ... Myślę, że moglibyście pomówić o tym z dyrektorem. Jeśli nie chce, żeby Verisset doprowadził do zamknięcia szkoły, musi robić to, o co prosimy.
- Przekonanie starego Shawa do czegokolwiek graniczy z cudem - próbowałem ostudzić jego zapał. - Przypominam ci, że mówimy o człowieku , który kazał jednej z nauczycielek przynieść z domu własną tablicę, kiedy stara się zepsuła, bo "nie stać go na jej widzimisię".
- Jak odpowiednio się go przyciśnie, można załatwić wszystko - odparła nonszalancko Claire, przyglądając się swoim paznokciom.
- Tak jeszcze z innej beczki, czy Salenici przysłali wam kogoś do ochrony po naznaczeniu? - zainteresował się Alex.
- Nie. To znaczy, ja nie jestem Salenitką. Pewnie nie wiedzą nawet o moim istnieniu. - Oczy Nimfadory momentalnie pociemniały, tak jak niebo, kiedy przysłonią je burzowe chmury.
- A co z tobą, Iwanow?
- Temu głąbowi proponowali, ale stwierdził, że nie potrzebuje niczyjej pomocy - odpowiedział za mnie Tristan, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Co się dziwisz? Nie cierpią mnie tam. Doskonale dam sobie radę bez ich łaski - odparłem butnie, krzyżując ręce na piersi.
- Och, ależ oczywiście - zakpił Tris. Jego czerwone teraz oczy ciskały we mnie gromy. - Powiedz mi tylko, jakie kwiaty mam ci kupić na pogrzeb, bo jak cię znam, wpakujesz się w coś szybciej, niż Verisset choćby pomyśli o tym, żeby cię kropnąć.
- Dramatyzujesz. - Machnąłem ręką, czym do reszty wyprowadziłem go z równowagi.
Obnażył kły i syknął na trio, ale nie wiedzieć czemu za każdym razem, kiedy chodziło o moje bezpieczeństwo (które jakoś dziwnie często było zagrożone), zaczynał zachowywać się jak starszy brat albo wkurzony ojciec, który wlepia dzieciakowi trzyletni szlaban za to, że wrócił do domu godzinę za późno, a przecież tej godziny ktoś mógł go: okraść, pobić, dosypać narkotyków do drinka, porwać, sprzedać do burdelu i zabić. Dziwnie jest wzbudzać odczucia rodzicielskie w swoim najlepszym kumplu, ale zdążyłem przywyknąć.
- Jak wrócimy do pokoju, dzwonisz do Kwatery Głównej i mówisz, że przemyślałeś sprawę i jednak potrzebujesz strażnika.
 - Ani myślę! Dyrektor Namikawa może mnie pocałować tam, gdzie słońce nie dochodzi,nie będą go o nic prosił!
- Oj, będziesz Iwanow. Oj, będziesz - zaśmiał się krótko, złowrogo. - Jak nie po dobroci, to siłą. Chętnie pokażę ci, jakich metod w Prusach używaliśmy, kiedy delikwent działał nam nie na rękę.
Odpowiedziałem mu syknięciem, takim samym, jakim on obdarzył mnie chwilę wcześniej. Nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć, że Morganowie świetnie się bawią i pewnie tylko żałują, że nie mają popcornu.
- Jaki ty głupi jesteś, Iwanow, ja nie mogę! Dokładnie tak samo rozmawiało mi się z tobą, kiedy próbowałem namówić cię do odwyku, a ty się upierałeś, że wcale nie masz problemu i możesz rzucić kiedy chcesz!
- Po pierwsze, dwie działki dziennie to nie tak dużo. Po drugie, mogłem rzucić, kiedy chciałem, ale nie robiłem tego, bo nie chciałem. Po trzecie, nawet jeśli wtedy miałeś rację, nie znaczy że teraz też masz!
Tristan zaklął po niemiecku i zdzielił mnie po głowie.
- Auu, to bol, krzyżunie!
 - Będzie boleć jeszcze bardziej, jeśli nie zadzwonisz do Namikawy!
- Sami się o to prosiliście - westchnęła z rezygnacją Nimfadora.
Nie widziałem, co się wtedy stało, ale poczułem, jak z sufitu zaczynają spływać na mnie zimne strugi wody. W ciągu jednej sekundy przemokłem do suchej nitki, Tris też.
- Co to, u diabła? - wykrzyknął Schmidt, wzdrygając się.
- Nimfadora, z kim ty trzymasz?! - zawtórowałem mu, ignorując rechot Morgana.
Spojrzałem w górę. Woda lała mi się w oczy, mrużyłem je, jak mogłem, więc niewiele widziałem, ale mimo to zdołałem dostrzec wielką, ale płaską jak placek, granatowo-czarną chmurę. Co i raz rozpryskała groźnie, grzmiąc. Miałem nadzieję, że Nimfadory nie poniesie fantazja i nie zdzieli nas piorunem na lepszy rozruch.
- Ostrzegałam! Daje wam trzy sekundy na ogarnięcie się albo poczujecie gniew Zeusa - zagrzmiała Nim, zakładając ręce na biodra. Chyba niespecjalnie interesowało ją to, że właśnie podtapia Alexowi gabinet. No a sam Morgan tak się śmiał, że aż zakrztusił się kawą, i nawet nie myślał o napęczniałym parkiecie.
- Nie zadzwonię do Namikawy. Nawet o tym nie myśl - syknąłem, sztyletując go spojrzeniem.
- Zadzwonisz albo zmienię hasło do Wi-Fi - wycedzi przez zaciśnięte zęby, wyciągając do mnie dłoń.
- Nie zrobisz tego. - Uścisnąłem ją i ani myślałem puścić. Konkurs na spojrzenia dalej trwał.
-  Jesteś tego taki pewien? - Ścisnął ją jeszcze mocniej, tak że niemal słyszałem trzask kości.
- Jeśli to zrobisz, późnej starości nie dożyjesz. - Kiedy nie chciał puścić, kopnąłem go w piszczel. Jęknął zaskoczony, zabierając łapę. To zawsze działa.
- Już jej nie dożyłem, podobnie jak ty, idifonie jeden.
Idiofon? Co to, kuźwa, jest?
- Jak z dziećmi, jak z dziećmi! - zawołała Nimfadora, stojąc po kolana w wodzie. W końcu zlitowała się i usunęła to dziwne coś nad naszymi głowami.
- Ty, na pewno chcemy mieć ich w swoim teamie? - mruknęła Claire do Alexa.
- Nie, ale chyba nie mamy wyboru - jęknął, po czym dodał już na głos. - Słuchajcie, audiencja zakończona. Nie żeby coś, ale mam was wszystkich serdecznie dosyć. Out!
- W jednym temacie się zgadzamy - powiedział Tristan, po czym wymaszerował z pokoju.
- Poczekaj, Schmidt. Musimy porozmawiać! - zawołała za nim Nimfadora i także wyszła.
- Claire, czy mogłabyś zostawić mnie i Alexa samych? - spytałem przesadnie uprzejmym tonem, odgarniając z czoła mokre włosy.
- Czego od niego chcesz, miss mokrego podkoszulka? - zadrwiła.
- Szkoda, że nie mogę i ciebie tak nazwać. Ale miss to ty możesz być co najwyżej nawozu naturalnego.
Zazwyczaj nie jestem niemiły dla kobiet, ale tej łowieckiej zołzy szczerze nie trawię.
- Idiota - żachnęła się, po czym spojrzała porozumiewawczo na Alexa. Kiedy ten skinął głową, zawahała się na moment, po czym wyszła.
-  Elijahu Robercie Pearsonie, chyba musimy sobie porozmawiać - zacząłem, zamykając za nią drzwi. Wolałem, by nikt nie podsłuchał naszej rozmowy.
Alex wstał, obszedł biurko i oparł się o nie. Twarz miał ściągniętą, usta zaciśnięte w wąska linię, spojrzenie nieprzeniknione.
- Skąd wiesz, jak się nazywam? 
- Och, wiem wiele rzeczy...  Odkąd zobaczyłem, jak migdalicie się z Claire, zachodziłem w głowę, w co pogrywacie... Zaletą nieśmiertelności jest dowolna ilość czasu, który można zmarnować, że błahostki. - Machnąłem ręką. - Nudziło mi się, a wy byliście właśnie taką błahostką. Tak więc poszperałem trochę po różnych źródłach...
- I czego się dowiedziałeś? - przerwał mi ostro.
- Tego, co podejrzewałem już wcześniej. Między tobą a Claire nie ma najmniejszego pokrewieństwa. O czym innym co prawda świadczą niezwykle rzadkie złote oczy, charakterystyczne dla Morganów... Soczewki prawda?
- Tak - zazgrzytał zębami. - Co jeszcze wiesz?
- Że prawdopodobnie masz niebieskie, jak większość Pearsonów, ale chyba nie to miałeś na myśli. - Posłałem mu ironiczny uśmiech. Alex spojrzał na mnie wilkiem.
- Jakbyś zgadł.
- No więc znaliście się ze słodką Claire od dziecka, co później zaowocowało burzliwym romansem. Na drodze do waszej miłości stała tylko konieczność udawania rodziny. Jednak, kiedy mimo waszych starań, inni uczniowie akademii zaczęli wam się bacznie przyglądać, Claire pozwoliła sobie na mały skok w bok, by odsunąć od was podejrzenia. Wtedy napatoczyłem się ja. Pamiętam, jaki byłeś wściekły, kiedy się o nas dowiedziałeś... Wydało mi się to dziwnie, nawet jak na nadopiekuńczego starszego brata. Teraz wiem, że to było raczej coś z cyklu: "furia zdradzonego kochanka".
No ale nawet to małe nieporozumienie nie zburzyło waszego uczucia i nie przeszkodziło gździć się dalej. Wszystko szło po waszej myśli, kiedy nagle przydarzyła się wpadka...
Alex wciągną ze świstem powietrze. Miał minę, jakbym go spoliczkował.
Widać spodziewał się wszystkiego, oprócz tego.
- Skąd wiesz o dziecku?
Uśmiechnąłem się przymilnie.
- Nie jestem głupi, żeby zdradzać swoje źródła. W każdym razie, nie chciałeś ani się zdradzać, ani narazić Claire na zniesławienie. Panna z dzieckiem, puszczalska bla, bla, bla, czyż nie tak by było? Wy Łowcy, jesteście jeszcze bardziej staroświeccy niż wampiry. Wpadłeś wtedy na pomysł, żeby zaangażować siebie i Claire w misję w tak dalekim od waszej filii Waszyngtonie. Tak zwlekałeś z wykonaniem zadania, że Claire zdążyła urodzić. W tajemnicy oddaliście dziecko do jednego z tamtejszych sierocińców. Kiedy sprawa była załatwiona, wróciliście do Kalkuty.
- Czemu mówisz mi to wszystko? Czego ty właściwie chcesz, Iwanow?
- Dwóch rzeczy. - Uśmiechnąłem się szerzej. - Pierwsza z nich to zwykła ciekawość. Kiedy szukałem, znajdywałem tylko fakty. Żadnych pobudek. Muszę więc spytać ciebie. Po co była ta cała szopka z udawaniem rodzeństwa? - Skrzyżowałem ręce na piersi.
- Nie doceniałem cię, Iwanow - rzekł Alex, w zamyśleniu przesuwając palcami po brodzie. Jego oczy połyskiwały złością i pewnego rodzaju podziwem. - Nie muszę ci się zwierzać, ale skoro już w sumie tyle wiesz, te kilka zdań nie zrobi mi już różnicy.
- No więc słucham.
- Pochodzę ze starego szanowanego rodu Łowców. Moim przeznaczeniem było wstąpienie do akademii i walka z takimi jak ty, ale przez mojego ojca nie było mi to dane.
- O czym mówisz?
- Zhańbił naszą rodzinę, żeniąc się z faliree. Zbrukał dobrą krew...
- Czekaj, jesteś półfaliree?! - Okay, tego to się nie spodziewałem. Punkt dla ciebie, Elijah. - Masz moc, jak Nimfadora?
- A czy dwa razy dwa to cztery? - Alex pstryknął palcami, a w jego dłoni pojawił się mały płomyk. - Krew żywiołów jest zawsze dominująca. Jeśli rodzic ma moc, dziecko też musi je mieć, i na odwrót.
Jego słowa uderzyły we mnie jak taran. Z tego, co było mi wiadome, Dora była jedynym faliree w rodzinie. Rodzice byli do bólu normalni, podobnie jak dziadkowie. Coś tu było ewidentnie nie tak.
- No nieźle... - przyznałem. - Nie używasz mocy, żeby nie wyszło, że nie jesteś Morganem?
- W rzeczy samej. Poza tym, nie do końca potrafię nad nią panować.
- Matka cię nie nauczyła? - zdziwiłem się.
- Nie miała okazji. - Widząc moje spojrzenie, wyjaśnił - Była słaba psychicznie. Nie potrafiła poradzić sobie z Łowcami, którzy przy każdej okazji mieszali ją z błotem. W końcu nie wytrzymała i zawisła. Miałem jakieś cztery lata.
- Oo. - Nie za bardzo wiedziałem, co mu na to odpowiedzieć. Chciał, nie chciał, Alex był w końcu moim wrogiem, a pakt o chwilowej nieagresji wcale tego nie zmieniał. Więc postanowiłem zmienić temat. - To dalej nie tłumaczy, czemu udawałeś brata Claire. I w sumie dalej to robisz.
- Przyjaźniliśmy się, potem zakochaliśmy... chcieliśmy razem wstąpić do akademii, ale dla mnie to nie było możliwe, jako,dla jednego z Pearsonów. Tak więc Claire zaproponowała mi, abym podszył się po jej brata, Alexa. Mówiła, że w Rzymie nikt tego nie sprawdzi. - Wzruszył ramionami. - Alex zaginął kilka lat wcześniej, więc mieliśmy udawać, ze nagle się odnalazł. Średnio podobał mi się ten pomysł, ale Claire nalegała. I tak oto stałem się Alexandrem Morganem.
- Tak z ciekawości, próbowaliście kiedyś odnaleźć córkę? W Ameryce nie ma zbyt wielu faliree, to nie powinno być trudne.
- Ja nawet chciałem, ale Claire stwierdziła, że to zbyt niebezpieczne.... Zaraz moment, jakim cudem znasz nawet płeć dziecka? Jesteś wróżką czy jak?!
- Tak właściwie, to nie znałem jej aż do teraz. Sam mi ją właśnie zdradziłeś, nie oponując, że masz syna.
Alex mruknął coś pod nosem z irytacją, przewracając przy tym oczami.
- Zaczynam do ciebie tracić cierpliwość, Iwanow. Mów drugi powód, dlaczego prowadzimy tą rozmowę.
- Ach, byłbym zapomniał! Wielkie dzięki za przypomnienie, Eli. Bo mogę to ciebie mówić Eli? Och, oczywiście, że tak, przecież teraz jesteśmy wspólnikami. Podobno nic tak nie zacieśnia więzi między ludzkich, jak zdrabnianie ich imion. Przynajmniej tak pisali w jednej z tych babskich gazetek Nef.
- DO RZECZY - wyartykułował ostro, znów czerwieniejąc na twarzy. Jeny, ten gość jak nic powinien machnąć sobie meliskę po moim wyjściu, bo jakiś taki nerwowy dzisiaj.
- Okay, nie będę dłużej przeciągał. Chcę tylko, żebyś wiedział, że twój mały sekrecik jest u mnie bezpieczny.Wasi przełożeni nie dowiedzą się ani o tym szwindlu, ani o romansie - zapewniłem, opierając się  o framugę drzwi.
- Gdzie tkwi haczyk? - spytał podejrzliwie, mrużąc oczy.
- Skąd pomysł, że musi jakiś być? - udałem zdziwienie.
- Bo za dobrze cię znam, żeby wierzyć w twoją bezinteresowność. Czego chcesz w zamian za milczenie?
- Żebyś miał oko na Nimfadorę. Na lekcjach, na korytarzu, ogółem. Tylko tak, żeby o niczym nie wiedziała.
- Proszę, proszę, czyżby pan Totalna Olewka na wszystko w końcu się kimś przejął? - zadrwił.
- Żebyś wiedział.
- Zaskakujesz mnie, chłopcze. Sam zapierasz się, że ochrona nie jest ci do niczego potrzebna, bo sam umiesz się o siebie zatroszczyć, ale Nimfadorze musisz organizować obstawę?
- Dyrektor Namikawa mnie nie cierpi. Doskonale zdaje sobie sprawę, że spadam z Zakonu zaraz, jak skończy się moja kara. A tak się składa, że dwieście dwadzieścia dwa lata mija w tym roku. Sam rozumiesz, że nie opłaca mu się wykosztowywać na kogoś takiego jak ja. No, a nawet jeśli z łaskiej swojej przysłałby mi kogoś do ochrony, pewnie wybrałby największego amatora i nieudacznika wszech czasów. Tylko tak dla oka. Nie dam rady chronić własnej zagrożonej skóry i mieć cały czas oko na Nim.
- Jeśli obiecam, że będę chronił twoją dziewczynę, dasz słowo Salanita,że niewygodna prawda nie dotrze do Łowców? - Upewnił się ostatni raz.
- To nie moja dziewczyna, ale tak.
- W takim razie umowa stoi. - Wyciągnął ku mnie dłoń, a ja ją uścisnąłem.
- To do zobaczenia jutro na teście, pani Morgan - rzuciłem na odchodne, posyłając mu rozbawione spojrzenie.
- Dowalę ci takie zadania, że przez ruski miesiąc będziesz się zbierał po tej porażce.
- A ja na omawianiu zacznę zadawać panu tak szczegółowe i popaprane pytania, że nawet Sokrates nie wykombinowałby odpowiedzi. Niech cała klasa zobaczy jaki z pana historyk.
- Niech cała klasa zobaczy, jak stoisz w kącie albo jak dostajesz linijką po łapach.
- Jak ja kocham nasze przyjacielskie pogawędki - westchnąłem z rezygnacją, po czym wymaszerowałem z sali. Wyszedłem z Internatu i odszedłem kawałek, by żadna z grających w ziemniaka dziewczyn nie słyszała mojej rozmowy. Dopiero kiedy byłem już sam, wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Allison Cheerwood.
Odebrała już po drugim sygnale.
- To znów pan, panie Iwanow? - spytała słodziutkim głosikiem. 
- W rzeczy samej, Ali. Chciałem ci podziękować za informację. Cel osiągnięty.
Zaśmiała się perliście.
- Bardzo dziękuję, proszę pana. Cieszę się, że mogłam pomóc.
- Prosiłem cię chyba, żebyś mówiła mi po imieniu. Inaczej czuję się staro.
- Jak pan sobie życzy, panie Iwanow - odparła.
Wywróciłem oczami. Jak grochem o ścianę.
- Dobra, nieważne. Dzwonię, bo mam dla ciebie kolejne zlecenie.
- Zamieniam się w słuch.
 - Chcę, żebyś dowiedziała się czegoś więcej o dziecku Perasona i Morgan.Interesują mnie szczegóły. Imię, nazwisko, data urodzenia, szpital, nazwa i adres placówki, do której została oddana, a także dane ludzi, którzy ją adoptowali, jeśli tacy byli, rzecz jasna.
- Och, nie mogę obiecać, że znajdę to wszystko. Bardzo trudno było dotrzeć do poprzednich informacji, a to? Nie, nie wiem, czy w ogóle...
- Jeśli to znajdziesz, dam ci premię o takiel liczbie zer, że żaden kalkulator jej nie pomieści.
Tak, jak przypuszczałem, od razu zmieniła śpiewkę.
- Skoro tak pan stawia sprawę, zrobię wszystko, co w mojej mocy - zaszczebiotała wesoło. - Tylko, jeśli mogę spytać... Do czego panu dane tego dziecka? Chyba nie zamierza pan mieszać dziewczynki do waszej gry.
- Nie wiem, czy sama się już nie wmieszała - powiedziałem i rozłączyłem się.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

                                                MERIDIANE FALORI

Dzisiaj zaszczyt napisania notki przypadł mnie - wielkiej oraz wspaniałej siostrze Meridiane xD Niektórzy z was pewnie wiedzą, że moja siostra obecnie jest na kolonii w Grecji, ale zasmucę was - ma wifi, więc marsz mi pisać komentarz! Napiszcie co sądzicie o rozdziale :)

 

14 komentarzy:

  1. Nie,nie.....
    Czemu mam dziwne przeczucie, że Nimfadora może być tym dzieckiem?
    Rozdział super jak zawsze, przeczytany na jednym wdechu. Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku... GENIALNE !!!! Hmmm jestem ciekawa kim jest ta Ali xd No, ale kurde mam przeczucia, że tą tajemniczą córką może być Nim... Chociaż po tobie mozna się spodziewać wszystkiego, więc nic nie jest pewne xd Hmmm Tris sobie nagrabił >.< Cos mysle że sobie nieźle pogadają z Nimfadorą xd No kurde jak ja kocham Dimitriego! ^_^ Hmm juz nie moge sie doczekać aż Nim będzie z Dimitrim! Nie moga zginać !!! :c Już sie boje co jeszcze wymyslisz xd No mam nadzieje że starczy xd Znowu krótko, ale na telefonie jestem a tu sie koszmarnie pisze... No, pozdrawiam, Asik ^_^

    OdpowiedzUsuń
  3. krwiste latte???- jak się to przyrządza i gdzie można dostać? ;-)
    A do rzeczy:
    Kim jest Ali? Czy Nimfadora jest dzieckiem Claire i Pearsona? Chcę znać odpowiedzi!!!
    Rozdział naprawdę świetny, jeden z lepszych na tym blogu :-). Wspaniały humor, świetne dialogi, super historia.
    Czekam na następny z niecierpliwością!
    Miłych wakacji,
    Coco Evans 🐺

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział, jak zwykle, genialny, już nie mogę się doczekać następnego *.* ciekawa jestem, rozmowy Trisa i Nim i coś czuję, że będzie się działo ;D rozmowa w tym gabinecie - padłam, leżę i nie wstaję xD ,,idiofon'' - najlepsze, sama to wymyśliłaś? ;D do tego krwiste latte - mogę dostać przepis? xd ale rozmowa Dimitriego i Alexa najbardziej mnie zaciekawiła i mam przeczucie, jak dziewczyny wyżej, że córką Morganów jest Dora ;) ale zaraz - jeśli Iwan i Nim będą razem (a czuję, że na pewno będą^^), to Claire i Alex będą jego teściami??? :O ten blog robi się ciekawszy z każdym rozdziałem ;D i kim jest ta Ali? jakaś znajoma Dimitriego z czasów ,,młodości''?? więc to tyle z mojej strony, pozdrawiam ciebie i twoją siostrę ;D
    I życzę miłego pobytu w Grecji :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Zdjęcie Dimitriego - witaj nowa tapeto! *.*

      Usuń
  5. cudo! <3 czyżby Nim była tym dzieckiem? O.o

    OdpowiedzUsuń
  6. wooow
    geeenialny rozdział
    bardzo mi się podoba
    jak ja uwielbiam te ich sprzeczki xD
    czasami aż pekam ze śmiechu XD
    Ale wydaje mi się na 99.9% ze to Nim jest tą córką
    no cóż
    czekam na cd
    pozdrawiam /także siostrę Meri/
    I życzę weny
    ~ twoja ulubienica ^^ ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurcze wspaniały kiedy nastepny ;)
    Mam mnóstwo podejrzeń i przypuszczen ale je zachowam dla siebie a co siostrzanego pisania tekstu to wspaniały chyba to dziedziczny gen :) pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka :D
    Czego to my się tu dowiadujemy :D
    Mają przynajmniej informaje o Verrissecie (czy jakoś tak :P )
    Czyżby Nim była córką Alexa/Elijah i Clarie? No no no :P
    Ciekawe czy Tris wyjaśni sb wszystko z Dorą :)
    Ona i ma być z Dimim , ale to inna sprawa :D
    Nim nieźle poradziłą sb z chłopakami :D
    Trzeba przyznać Dimitrowi racje :D Niezły jest :D
    Wystarczy mu jedna taka, która znajdzie dla niego wszystko za kase :P On tam biedny nie jest :P
    Serio dziwne by bylo gdyby Nim była Faielee a jej rodzice to zwykli ludzie :O
    Ciekawe co będzie gdy dowiedzą się o tym. mam na myśli Clarie Nim i alex/Elijah :)
    Coż, co będzie to będzie :D
    Do następnego <3 Pat ka <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Nim córką Morganów ?????????
    No dobra, przyzwyczaiłam się do liczby mnogiej przy Morganach i inaczej ich nazywać nie będę, ale no kurde, serio ???????? To najlepszy pomysł ever !!!! Kocham twoje pomysły!
    Dopiero teraz nadrabiam wszystko co na blogach umieszczałaś, bo byłam dość daleko w tyle, ale ten rozdział mnie wyjątkowo zachęcił do czytania wszystkiego co dodajesz wszędzie .
    Pozdrawiam i życzę weny tobie i małej Meridiane :)
    /Rebekah

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha dziękuję :D
      Miałam nadzieję, że tak zareagujecie xD Ten pomysł chyba nosiłam w głowie od pół roku i nie wiedziałam tylko, jak to rozegrać;)
      Zaraz poszukam zwiastuna na żywioły, jak znajdę, to wstawię ;)

      Usuń
  10. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, Co to będzie, co to będzie? Co u ciebie słychać? Dawno tu nikogo nie było więc pomyślałam, że przypomnę o tym, że mamy zagadkę do rozwiązania! Planujesz coś napisać jak będziesz mieć czas? Przypominam też o komentowaniu (obiecaliśmy)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że strasznie zaniedbałam blog, ale to nie do końca zależne ode mnie. Jak pisałam na fb, dziennie mam max godzinę, może półtorej, dla siebie, a potem to już tylko nauka do północy (Liceum pozdrawia), podobnie w weekendy, bo tyle tego jest. Żal byłoby mi zawiesić blogi na stałe (zwłaszcza przed odkryciem prawdy), ale przestałam się wyrabiać. Jeśli rozdziały będą się pojawiać, to bardzo rzadko :/ Przepraszam ,ale szkoła i matura są na pierwszym miejscy :(

      Usuń
  11. Nadal czekamy :)

    OdpowiedzUsuń