sobota, 23 maja 2015

Rozdzial 35 :Strach

Tonęłam w oceanie ciemności - ciemności, która ogarnęła mój umysł, duszę i ciało. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Moje uszy nie słyszały żadnych dźwięków, zamknięte oczy z ołowiowymi powiekami niczego nie widziały, skóra niczym marmurowa płyta pozostawała niewrażliwa na jakikolwiek dotyk. Miałam wrażenie, że właśnie tak wygląda koniec. Ten krótki moment, w którym znajdujesz się na pograniczu życia i śmierci. Moment, w którym chcesz się wydostać, ale nie wiesz, którą stronę iść. Nie wiesz, która jest życiem, a która śmiercią. Lecz ja nie umierałam - tylko tyle wiedziałam. Pomimo Znaku Śmierci, którym naznaczył mnie Verisset, wciąż żyłam. Do czasu.
Kiedy tak dryfowałam na krze z własnej gasnącej świadomości, poczułam nagle w ustach okrutnie gorzki smak zimnej niczym lód cieczy... Początkowo nie wiedziałam, co to jest. Zamiast tego poczułam tylko, jak wracają mi siły. Niemrawo, w dalszym ciągu odrętwiała, przełknęłam. A potem znowu i znowu. To było jak porażenie piorunem - tak wielka energia wypełniła moje żyły.
Otworzyłam oczy.


Zobaczyłam nad sobą rozdwajającą się twarz Dimitriego. Chwilę zajęło, zanim zdałam sobie sprawę, że leżę z głową na jego kolanach i że płyn, którym mnie poił, to w rzeczywistość jego krew.
- Nimfadora, nareszcie! - moich uszu dobiegł pełen ulgi głos Nefertari, stojącej za Dimitrim.
Tuż obok był i Tris. Na jego widok serce zabiło mi szybciej. Lecz nie było to radosne trzepotanie jak u zakochanej dziewczyny. To bolało. Nie było przyjemne. Od dawna nie układało się między nami najlepiej, a każde spotkanie z nim przypominało mi tylko o tych wszystkich niedopowiedzeniach, różnicach, tajemnicach składających się na rozrastający mur między nami.
- Już wystarczy - powiedział cicho Dimitry, bardziej do siebie niż do mnie, odsuwając przegryziony nadgarstek od moich ust. Choć na jego bladej twarzy malowało się chłodne opanowanie, w czarnych jak dwa obsydiany oczach odbijał się szaleńczy niepokój.
- Scott... Gdzie jest Scott, miał zaraz wrócić... - nie mam pojęcia dlaczego, ale tak brzmiały pierwsze wypowiedziane przeze mnie słowa.
Niezgrabnie podniosłam się z ziemi. Zakręciło mi się w głowie. Upadłabym, gdyby Iwanow mnie nie złapał.
- O czym ty mówisz, Nim? - spytał, spoglądając na mnie badawczo. Widząc, że raczej nie złapię teraz równowagi, zaprowadził mnie do łóżka, żebym usiadła. Sam zajął miejsce obok.
- Mniejsza o to - Tris machnął ze zniecierpliwieniem ręką. Jego czujne oczy były utkwione we mnie. Nie krył troski. - Lepiej powiedz, kto ci to zrobił. Powiedz, co się stało.
-  Tak czysto teoretycznie, czy ten ktoś wyglądał może jak jeden z nas? - spytała Nefertari, wymieniając z chłopcami znaczące spojrzenia.
- Ćśś, nie sugeruj jej odpowiedzi - skarcił ją Schmidt, po czym spytał mnie łagodnym tonem  - Więc jak to było? Pamiętasz cokolwiek?
Pokiwałam z wolna głową. Na karku czułam tępe pieczenie. Moja dłoń odruchowo powędrowała do znaku, który się tam znajdował. Bo nie miałam wątpliwości, co to jest. Znak, który miał zwiastować moją śmierć.
- Tom Aristow. To... to był Tom Aristow - wykrztusiłam łamiącym się głosem; słowa z trudem przechodziły mi przez ściśnięte gardło. Mimowolnie zacisnęłam dłonie w pięści, a szkliste oczy wbiłam w podłogę. Jeszcze nigdy nie czułam się tam zdradzona. Tom... miałam go za przyjaciela. Śmieliśmy się razem, pomagał mi w nauce, uczyłam go rysować... Ktoś taki miałby okazać się Verissetem? Przecież... przecież to niemożliwe! A jednak... Przyszedł po mnie i naznaczył, żeby potem przyjść jeszcze raz. W tej sytuacji cisnęło mi się na usta tylko jedno pytanie. "Dlaczego?". Dlaczego musiało paść na mnie? Dlaczego mnie zdradził...
- Tom? - zdumiała się Nefertari. - Jesteś pewna, że ten ktoś nie wyglądał jak Tris?
- Czemu miałby wyglądać jak Tristan? - spytałam skonfundowana, spoglądając to na niego, to na nią.
- Bo to moją postać przybrał Verisset, kiedy naznaczał Iwanowa - wyjaśnił grobowym tonem Schmidt, podchodząc do nas. Usiadł tuż obok mnie, ale ani mnie nie objął, ani nie ujął mojej dłoni... Nic.
Przełknęłam nerwowo ślinię. Teraz już pamiętałam.Verisset mówił, że dobrał się do skóry Dimitriemu. Jak wielką ulgą było zobaczyć go znów w jednym kawałku. Niestety miejsce ulgi wypełnił strach, jak  tylko sobie uświadomiłam, że niebawem ma go spotkać dokładnie taki sam los, jak i mnie.
Dziś Elena i Mick, jutro możemy to być my..., przeszło mi przez myśl. Moim ciałem wstrząsną dreszcz, a żołądek podszedł do gardła... Czułam się, jakbym miała zaraz zwymiotować.
Iwanow nic nie odpowiedział na słowa przyjaciela.  Odwrócił tylko wzrok.
- Dimitry... - zaczęłam prawie szeptem, zaciskając dłoń na jego przedramieniu. Pech chciał, że trafiłam akurat na te, na którym miał znak. Chłopak skrzywił się nieznacznie i ściągną delikatnie moją dłoń.
- Mną się nie przejmuj. Powiedz lepiej, co tu się wydarzyło - poprosił nieco machinalnie.
Więc opowiedziałam szybko o tym, jak przyszłam do Scotta, aby odnaleźć książkę Kyle'a, o której kiedyś mi opowiadał. O tym, jak znaleźliśmy ją w starej encyklopedii. Zaciekawiona Nefertari potem zaczęła jej szukać, ale książki już nie było. Verisset musiał ją zabrać. Na całe szczęście, nie pomyślał o tym, aby wykasować zdjęcia, które udało mi się zrobić. Powiedziałam o tym, jak Scott wyszedł na chwilę, tylko na chwilę, po czym zostałam zaatakowana. Ale teraz był już środek nocy, a on jeszcze nie wrócił. Dopiero wtedy do wciąż oszołomionej mnie dotarło, że jesteśmy tu już tak długo, a po Merryweatherze czy jego współlokatorze ani śladu. Wyraziłam swoje obawy, ale cała trójka była zbyt zaaferowana sprawą Verisseta, żeby się nim teraz przejmować. Nef opowiedziała o tym, jak razem z Tristanem znaleźli Dimitriego, leżącego w deszczu w głębi lasu. Pytałam Iwana, jak wyglądało jego spotkanie z mordercą, ale on zbył mnie szybko, mówiąc, że nie ma ochoty o tym rozmawiać. Żeby zmienić temat, Dimitry zaproponował, żebyśmy przenieśli się do kwatery Salenitów.
Spróbowałam jeszcze raz naprowadzić rozmowę na temat Scotta.
- Może Verisset zmanipulował go, żeby wyszedł...? - podsunął Tristan, w zamyśleniu przeglądając  zrobione przeze mnie zdjęcia stron.
Właśnie siedzieliśmy przy stole w wydrążonej w skale komnacie, znajdującej się pod Internatem Historii. Nic tu nie zmieniło się od mojej pierwszej - przymusowej - wizyty. Szklane kandelabry, zabytkowe perskie dywany, gobeliny i freski, przedstawiające mitologiczne stworzenia, regały z tysiącem ksiąg i gabloty z bronią. Nic nowego.
- W sumie.. Nie zdziwiłbym się, gdyby Merryweather kimał teraz na jakimś strychu czy gdzieś pod drzewkami - mruknął Dimitry, popijając w między czasie krew z kryształowej szklanki. Wolałam nie wiedzieć, skąd ją ma. Żadne z moich przyjaciół z wadą zgryzu nigdy się przy mnie nie pożywiało,bo nie chcieli wprawiać mnie w zakłopotanie, ale po tym wszystkim, co się wydarzyło, Iwanow potrzebował wzmocnienia. - No co? - spytał, kiedy Nefi spojrzała na niego spod uniesionej brwi. - Dobrze wiesz, że to opłaciłoby się naszemu staremu kumplowi Veriemu najbardziej. Skoro nie chciał go zabijać, bo pewnie nie chciał, jak do naznaczenia wybrał nas, a nie jego, to najlepiej dla Verisseta byłoby go uśpić, aby nie wchodził w drogę - wzruszył ramionami.
- Powinniśmy go poszukać... - zaproponowałam. - My tu sobie siedzimy, a jemu może dzieje się krzywda. Wiecie, że z tym psycholem nigdy nic nie wiadomo.
- Nimfadora ma rację - przytaknęła po chwili Nefertari. - Lepiej sprawdzić, co u nich.
- Żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce - mruknął Schmidt, też nieźle przybity wydarzeniami dzisiejszego dnia. Tristan wywrócił teatralnie oczami i podniósł się z miejsca.
- Idę z wami - zaofiarował się natychmiast Dimitry, odstawiając głośno szklankę.
- O nie, ty zostajesz tutaj razem z Dorą - odparł stanowczo Schmidt, kiedy ten się podnosił.
- Ej, ale ja też chcę iść! - zaprotestowałam. - Scott jest moim przyjacielem. I tak dosyć czasu zmarnowałam, siedząc bezczynnie.
- Nigdzie nie idziesz - wtrąciła się Nefertari. Dziewczyna pokręciła stanowczo głową. - Nim, spójrz w lustro. Jesteś prawie tak samo blada jak wampir, a do tego porządnie osłabiona. Sporo dzisiaj przeszłaś. Powinnaś odpoczywać. Dimitry też - posłała mu znaczące spojrzenie.
- Bezczynne siedzenie nic nam nie pomoże - zaoponował Iwanow. - Będziemy tylko myśleć o tym wszystkim i na nowo to roztrząsać. Wolę działać.
Z jednej strony Iwanow miał rację. Potrzebowałam czegoś, co odciągnęłoby moje myśli od dzisiejszej konfrontacji z Verissetem, ale z drugiej... Poczucie obowiązku wobec Scotta okazało się silniejsze.
- Nefertari, nie możesz nam rozkazywać, nie jesteśmy w przedszkolu - ucięłam stanowczo, zakładając ręce na biodra. - I tak jestem na siebie zła, że przypomniałam sobie o nim dopiero teraz. Na samą myśl, że może leżeć gdzieś nieprzytomny i ranny... - głos odmówił mi posłuszeństwa, więc pokręciłam tylko głową.
Widząc moje podłamanie, Nefi zrobiła zmartwioną minę.
- Nim... - podeszła do mnie i objęła mocno. Jej uścisk był coś podejrzanie zbyt mocny, jak na uścisk człowieka, ale nie byłam w nastroju na dociekanie. - Ja naprawdę wszystko rozumiem, ale nie powinnaś iść. Za dużo dziś przeszłaś, za dużo widziałaś. Jesteś osłabiona i fizycznie, i psychicznie. Zostań, my z Trisem wszystkim się zajmiemy, masz moje słowo - powiedziała cicho, wypuszczając mnie z objęć. Nef posłała mi słaby, ale siostrzany uśmiech.
- Ona ma rację - dodał Tristan w podobnym tonie. Jeny... naprawdę się troszczył. Szkoda, że musiałam zostać Wybrana, żeby zwrócił na mnie uwagę... - Poza tym, wypiłaś wampirzą krew. Czasami ludziom po niej lekko odbija... Nie zawsze od razu... - ostrożnie dobierał słowa, zerkając na przyjaciół. - Nie wiadomo, jakbyś zareagowała, gdybyś wyszła do ludzi...
- Czuję się dobrze - zaoponowała.
Czułam się jak przedszkolak, kłócący się z dorosłym, zwłaszcza kiedy oboje z Nef patrzyli na mnie tak protekcjonalnie. Trochę jakbym walczyła z wiatrakami. Tsa... Od dziś jestem Nimfadora don Kichote. Choć może Don to było imię, nie część nazwiska... Donna Kichote? A, nieważne. Chyba faktycznie zaczynało mi powoli odbijać.
- Lepiej nie ryzykować. Koniec tematu. Dimitry może cię odprowadzić, jeśli chcesz. Chyba że wolałabyś zostać tutaj na noc.
- Łóżka mamy. Jeśli poczułabyś się bezpieczniej, to zapraszamy - uśmiechnęła się szeroko Nef, rozpościerając teatralnie ramiona.
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, oni z prędkością Strusia Pędziwiatra ewakuowali się z kwatery.
- Jak grochem o ścianę - mruknęłam, wzdychając ciężko. Otuliłam się szczelniej różowym kardiganem. Nie dlatego, że było mi zimno, chyba po prostu nie miałam co zrobić z rękoma.
- To wkurzające, wiem. Ale przeważnie mają rację - Iwanow wzruszył ramionami. Następnie sięgnął do kieszeni po paczkę Marlboro i wyciągnął z niej papierosa. - Nim, czy mogłabyś? - spytał, obracając go figlarnie między palcami. Posłał mi łobuzerski uśmiech, który uwydatnił tylko dołeczki w jego policzkach. Sztuczny uśmiech. Za wszelką cenę nie chciał dać po sobie poznać, że też się bał. I dobrze mu to wychodziło. Gdybym nie znała Dimitriego, nigdy nie pomyślałabym, że coś może być nie tak. Skubany... zdolna z niego bestia.
Wywróciłam oczami, po czym pstryknęłam palcami, a koniec jego papierosa zapłonął.
- Spasibo - odparł zadowolony, zaciągając się.
Zadziwiające, z jaką łatwością przychodziło mu udawanie spokoju.... podczas gdy ja miałam wrażenie, że zaraz rozpadnę się na drobne kawałeczki...
- Powinieneś rzucić.
- Kolejna - mruknął z irytacją, spoglądając wymownie w sufit. - Jeśli masz zamiar wygłosić mi teraz pogadankę moralizatorską na temat tego, jak bardzo palenie niszczy płuca i zwiększa ryzyko raka, muszę cię uprzedzić, że moje płuca są martwe od kilku wieków, więc już chyba nic mi nie zaszkodzi.
- Bardziej chodziło mi o to, że za każdym razem, kiedy palisz przy mnie, przesiąkam zapachem dymu i opiekun domu zabiera mnie na rozmowy. Byłam u pana Darcy'iego już cztery razy i dzisiaj szczególnie nie mam ochoty na piąty - rzuciłam z przekąsem, starając się ignorować przytłumione pieczenie na karku.
- Nie marudź, nie może być tak źle...
- Owszem, może - spojrzałam na niego spod uniesionej brwi. - Dimitry, słuchaj... jest jeszcze coś... - dodałam po chwili, już znacznie mniej pewnie.
- Co takiego? - zainteresował się.
Obeszłam stół i podeszłam do niego. Przez cały czas jego czarne oczy wodziły za mną czujnie jak Sylwestera za Tweetym.
- Chciałam ci podziękować.
- Niby za co? - był tak zdziwiony, że prawie upuścił marlborosa na perski dywan. Po chwili dodał z nutą goryczy - Nie pomogłem ci. Nie udało mi się cię ochronić. Głupi, nawet nie domyśliłem się, że Verissetowi może chodzić o ciebie...
- A myślisz, że ja się domyśliłam? Albo Nefi czy Tris? Jasne, że nie. Niechętnie to mówię, ale dobrze wiesz, że jak na razie Verisset góruje nad nami niemal pod każdym względem... Wie o nas wszystko, a co my wiemy? Mamy tylko nikłe podejrzenie, że prawdopodobnie jest ściśle związany z jakimś kultem i że być może jest to zmiennokształtny. Nie miałeś prawa domyślić się, o co mu chodziło... - powiedziałam, nie chcąc, by dalej się zadręczał. Przecież nie było w tym wszystkim jego winy. Jednakże dalej nie wydawał się przekonany. -  Dimitry, spójrz na mnie - poprosiłam.
Papierosowy dym zaczynał drapać mnie nieprzyjemnie w gardło. Skrzywiłam się mimowolnie.
- Patrzę - stwierdził z melancholią, gasząc papierosa, kiedy zaczęłam kaszleć.
- Wiele dzisiaj dla mnie zaryzykowałeś. I właśnie za to jestem ci wdzięczna - kiedy zmarszczył brwi, doprecyzowałam - Dałeś mi swoją krew, żeby mi pomóc. Myślisz, że nie wiem, jakie będziesz miał kłopoty, jeśli Zakon by się o tym dowiedział? - spytałam.
Automatycznie przez myśli przemknęło mi wspomnienie Nefertari, klęczącej nad ciałem wykrwawiającego się Parkera. Wtedy, w lesie... w noc halloweenowego balu. Tak niewiele brakowało, żeby mu pomóc - przynajmniej wtedy tak nam się wydawało, bo nie wiedziałyśmy, że ludzie Verisseta zaraz po niego wrócą - wystarczyło trochę krwi, ale Nef nic wtedy nie zrobiła. Nie chciała ryzykować całej swojej długoletniej kariery w Zakonie dla jednego człowieka, który nawet nie był jej specjalnie bliski. Dla Salenitów-wampirów ich krew  była świętością. Nie mogli "marnotrawić" jej na śmiertelników ot tak. A jednak, Dimitry to dla mnie zdobył, chociaż i tak od dawna był na cenzurowanym.
- Potrzebowałaś tego.
- Sam mówiłeś, że Salenici wszędzie mają swoich szpiegów. Ukarzą cię, jeśli...
- Mam gdzieś, co pomyśli o mnie ten przeklęty Zakon. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym coś ci się stało - powiedział z żarliwością, której się po nim nie spodziewałam. Sam przez chwilę wydawał się nawet zaskoczony. - Zależy mi na tobie o wiele bardziej niż na względach dyrekcji. Poza tym, i tak nie jestem tam do końca z własnej woli - wzruszył ramionami. - Prawdopodobnie to moja ostatnia misja. Wracam do Moskwy i więcej mnie nie zobaczą.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Zależało mu na mnie. Bardziej niż mogłabym się tego spodziewać. Poczułam, że się rumienię. Dałabym sobie rękę uciąć, że moja twarz zlewała się teraz z kolorem swetra. Trochę speszona odwróciłam wzrok. Zrobiło się niezręcznie. Kiedy tak milczeliśmy, Dimitry w pewnym momencie rzucił luźną uwagę, że chyba już czas wygrzebać się z tych podziemi i zaproponował, że mnie odprowadzi.
Tak samo, jak podczas mojej pierwszej wizyty tu. Wtedy nie czułam się bezpiecznie w jego towarzystwie, bo chwilę wcześniej Tristan uświadomił mnie, kim tak naprawdę był Iwanow, a był przecież mordercą, szczegół, że zresocjalizowanym , a dziś.... chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego.
- Nie martw się. Nie pozwolimy, żeby cię dopadł - powiedział, jakby czytając mi z myśli, kiedy tak szliśmy między drzewami do Domu Artystów.
- Poprzednim także mieliśmy pomóc, ale wyszło jak wyszło... - odparłam głucho, kopiąc zawadzający mi kamyk.
- Ale tym razem będzie inaczej - zaprotestował stanowczo, spoglądając na mnie z ukosa. Jego czarne oczy rozbłysły dziwnym blaskiem.  - Musi być.
- Oczywiście... - mruknęłam bez przekonania. Poczucie beznadziejności, jakie wtedy czułam, można przyrównać chyba tylko do lotu spadającym samolotem. Wiesz, co się dzieje, masz świadomość, że zaraz dziób samolotu uderzy w ziemię, że już tylko cud może wybawić was od katastrofy, ale... co to zmienia? I tak nic nie zrobisz, a cud pewnie nie nadejdzie. Pozostaje tylko zamknąć oczy i mieć nadzieję, że wszystko skończy się szybko.
- Nim, teraz wiemy więcej niż na początku. Wiemy też dokładnie w kogo wymierzony ma być atak. Poza tym, nas jest więcej. Trójka wampirów, jedna Faliree, trzy wilkołaki i medium.  Przetrwamy, mogę ci to obiecać - szepnął, zatrzymując się gwałtownie. Złapał mnie za dłonie i uścisnął mocno, krzepiąco. - Tris i Nef nie pozwolą, by coś nam się stało. I ja nie pozwolę, by coś ci się stało. Tylko nam zaufaj. Proszę.
- Ufam. Ja też nie pozwolę, żeby ten drań coś ci zrobił - obiecałam, odwzajemniając uścisk.
Dimitry uśmiechnął się przelotnie.
- Mną się nie przejmuj. Przypominam, że rozmawiasz z człowiekiem... - prychnął, jakby szydząc sam z siebie - "człowiekiem", którego nie mogły znaleźć wszystkie jednostki Salenitów razem wzięte. Postawiłem na nogi cały Zakon i i tak nic nie mogli mi zrobić.
- Ostatecznie cię złapali - przypomniałam, odgarniając za ucho drażniący mnie kosmyk.
- Po dwustu latach? Jak nie więcej.
- Czyli mamy jeszcze trochę czasu - rzuciłam, a on się zaśmiał. Zaraz jednak dodałam już w poważniejszym tonie - Więc jednak przemieniłeś Nefertari? Jak cię namówiła?
- Nie namówiła. Ostatecznie poszła do Tristana i on to zrobił. Zawsze mieli się ku sobie, więc chociażby przez wzgląd na dawne czasy zafundował jej bilet do krainy żywych trupów.
Zawsze mieli się ku sobie.
Przez wzgląd na dawne czasy.
Wtedy mnie olśniło.
- Dimitry? - zaczęłam, choć chyba tak naprawdę nie chciałam poznać odpowiedzi. - Czy oni... to znaczy Tris i Nef.. Oni znowu są razem? - wypaliła w końcu.
- Jak mogą być razem, skoro teoretycznie ze sobą chodzicie? Myślę, że Schmidt nie jest aż taki nowoczesny, żeby bawić się w poligamię - posłał mi ironiczny uśmiech.
Ale mi wcale do śmiechu nie było.
- No właśnie. Teoretycznie. Schmidt odsuwa się ode mnie... Od balu jest coraz gorzej. Nie zachowujemy się jak para, co najwyżej jak znajomi. Mam wrażenie, że stracił zainteresowanie... Zastanawiam się tylko, co zrobiłam nie tak.
- Może ci się wydaje? - podsunął, a w jego głosie pobrzmiewała fałszywa nuta. - Spróbuj z nim porozmawiać. Szkoda by było, gdyby taka piękna para się rozpadła...
Aha. Uważaj, Iwanow, bo ci uwierzę, że ci przykro..., pomyślałam, a zamiast tego powiedziałam tylko:
- Wątpię.Widziałam, jak na nią patrzył. W szpitalu, w szkole... wszędzie, nawet dzisiaj. Zależy mi na nim, ale chyba już bez wzajemności...
Odruchowo zacisnęłam palce na zwiniętym liściku w kieszeni spodni, który niegdyś Tris wsunął mi do torby.

"Kochanie, stęskniłem się.
Mam nadzieję, że ty też.
Zajrzyj do szafki, zostawiłem ci małą niespodziankę.
PS Nie pytaj, jak ją otworzyłem, ale wiedz, że klucze to już przeżytek ;)"

Tą niespodzianką była srebrna bransoletka z wisiorkiem - poziomą ósemką - symbolizującą nieskończoność. Wiem, bardzo popularny motyw, ale dla nas to naprawdę coś znaczyło. Myślałam, że to już to, że będziemy razem na zawsze. Teraz widzę, jaka byłam:
a) głupia,
b) naiwna,
c) obie odpowiedzi są poprawne, co tylko podkreśla moją głupotę i naiwność.
- Ja niczego nie zauważyłem - Dimitry brnął w zaparte.
Dochodziliśmy do Domu.
- I tak byś mi nie powiedział. Za dobrze cię znam. Nawet gdybyś przyłapał go na rytualnych tańcach, a potem na zlizywaniu śmietany z brzucha trans-striptizerki, przemilczałbyś wszystko w myśl zasady o męskiej solidarności.
Iwanow parsknął śmiechem.
- Może masz rację. Tak czy inaczej, nie zmienia to faktu, że musicie sobie poważnie porozmawiać. Czas najwyższy, bo potem może być już za późno, by cokolwiek naprawić - zakończył, szybko poważniejąc.
Staliśmy już przy drzwiach, na drewnianym ganku. Oparte o ścianę stały i schły ("schły") nasze prace - płótna, na których farbami olejnymi mieliśmy stworzyć reprodukcję dowolnego obrazu. Może nie byłam zbytnio oryginalna, ale wybrałam Trwałość pamięci Salvadora Daliego. Nieskromnie przyznam, że wyszło mi całkiem-całkiem.
- Wiem. Dziękuję, że mnie odprowadziłeś - wysiliłam się na uśmiech, ale wyszło tragicznie. Jak znam życie, wyglądałam mniej więcej tak, jakby ktoś zamachnął się na mnie patelnią - czyli tak, jak wychodziłam na każdym zdjęciu legitymacyjnym.
- Nie ma za co- odparł spokojnie, mrużąc oczy przed jaskrawym światłem żarówki.
Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy zawirował mi telefon.
- Kto to? - spytał Dimitry, kiedy odblokowywałam komórkę.
- Nef. Pisze, że znaleźli Scotta i że nie mamy powodów do zmartwień.
- Gdzie był?
- Tego nie napisała.
Iwanow przewrócił oczami, mrucząc coś pod nosem po rosyjsku, po czym przestawił się na tryb szarmancki, życzył mi dobrej nocy i odszedł.
Patrzyłam za nim chwilę, aż całkowicie zmył się z ciemnością.

MERIDIANE FALORI
_______________________________
Cześć, cześć, cześć, co myślicie? ;)
Te pościgi, te wybuchy, tak wiem, że było, no powiedzmy, spokojnie, ale przecież nie mogłam tak ni zowąd przejść od Naznaczenia, do finalnego epickiego pojedynku xDDD
Piszcie, co myślicie ;* Czy wam się podobało, jeśli tak, to co, itd.
Przy okazji zachęcam do lajkowania fanpage'a, jeśli mnie choć trochę lubicie i chcecie być na bieżąco ;3 Wystarczy kliknąć na link - nazwę, żeby przeniosło was na fb.

14 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Yeah!!! :D
      Przepraszam, że dopisuję dopiero teraz, ale nie miałam czasu wcześniej :/

      Rozdział świetny!!!
      Biedna Dora :(
      Oboje mają przechlapane z Dimitrim :(
      Moim zdaniem Tris będzie teraz z Nef, a Dim ma wolną rękę do Nim :D
      Szkoda tylko, że w obliczu śmierci :( No bo oboje zostali naznaczeni...
      Kimkolwiek, a raczej czymkolwiek jest Verisset musi zniknąć z ich świata :) Może Dim zostanie człowiekiem jak chce w przyszłości lub Nim zostanie wampirem? Wampir Faliere? (czy jakoś tak ;p )
      Może być ciekawie :D
      Ale to, że Iwanowi smutno z powodu nieszczęścia w związku Dory i Trisa to nigdy nie uwierzę :P
      On wciąż chce by Nim była z nim ;D Jeżeli jeszcze jej nie kocha to jest nią moooocnooo zauroczony :D
      To tyle :P Pozdrawiam i czekam na NN :D
      <3 Pat ka <3

      Usuń
  2. wowowowowowow ! jestem zafascynowana tym Varissetem. koleś jest nieźle pokręcony, a ja naprawdę lubie, kiedy ciemne charaktery są troche chore psychicznie, albo są socjopatami., wtedy jest ciekawiej. bardzo podoba mi sie miłość Dimitr, oschłość Tristiana i tego, że Dim i Nim są coraz bliżej ! to takie kochane.
    Rozdział ci wyszedł wspaniały, naprawde mi się podobał <3 Ciekawe, kiedy następny?
    /Rebekah Mikaelson

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, o matko, o matko!
    Rozdział jest cudowny, cudowny, cudowny! <3 <3
    Czekam na następny i życzę dużo weny :)
    Izzy ^.-

    OdpowiedzUsuń
  4. No no no
    Dimitry palancie
    byles z nia sam
    bylo ja czarowac!!! ;-;
    Eh palant
    ale i tak cie kocham :* xD
    suuuuuuuper rozdzial
    serio
    mega
    tylko konczenie powinno byc karane
    ja chce wiecej!!! Łeeeeeee :"(
    no nic czekam na cd i pozdrawiam
    ~ wiesz kto (nie, nie Voldemort xD)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja sie pytam, czemu ty jeszcze nie wydałaś książki? ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny :) A miałam nadzieję, że coś zaiskrzy <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach... cudowne
    Ciekawe czy dużo się zmieni w ich relacjach no i ten człek ... ;c

    OdpowiedzUsuń
  8. Juz się balam ze Iwan i Nim nie przezyja... chociaz w sumie zostali naznaczeni. Rozdzial jak zawsze swietny ;) chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwac. Tego bloga zdecydowanie lubie najbardziej <3 zycze weny i pisz szybko :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział! Już nie mogę doczekać się kolejnego, robi sie coraz ciekawiej :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Widzę, że coś tu ucichło :( Bardzo podobał mi się rozdział ! Ja czekam na ten pojedynek !!! Kiedy następny ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę sie, że siepodobało ;)
      Spokojnie, nie zawiesiłam, to tylko krótka przerwa spowodowana m.in. zamieszaniem przy okazji końca roku etc. Właśnie zaczynam rozdział n a cztery żywioły (link w jednej z zakładek), niedługo po zakończeniu pracy nad nim biorę się za Dark ;)
      Zawsze możesz umilić sobie czekanie lekturą jednego z pozostałych blogów :D

      Usuń
  11. Świetne efekty specjalne normalnie Oscar 😄
    Czytam następny rozdział już

    OdpowiedzUsuń