wtorek, 19 stycznia 2016

Rozdział 39 : Niech zwycięży Jocker

//Nimfadora//
Kiedy Nefertari i Scott natrafili na trop Verisseta, a raczej Toma Aristowa, kolejne rundy naszej małej gry wydawały się oczywistym triumfem. Dla nas, rzecz jasna. Wystarczyło złapać Toma i Kyle'a, a potem postawić ich przed sądem Salanitów. Można by zgarnąć też ich kumpli - Jamesa i Marikah - bo na nagraniach Morganów zachowywali się co najmniej podejrzanie.
Nic bardziej mylnego. Pani Runa Viken, Przewodnicząca Trybunału Zakonu Salanitów, stwierdziła, że "dowody nie są zbyt mocne". Skoro przeżyta śmierć Toma, zbiegająca się w czasie z pierwszymi atakami w tym "sezonie" albo magiczne księgi Kyle'a, nie są dla niej dowodem, to nie wiem, co może nim być. 
Jakby tego było mało,  zaczęły się problemy ze Scottem. Nie wiem,  kto powiedział mu o naszej inności, ale zaczął domagać się przemiany. Twierdzi, że potrzebuje jej, żeby móc się obronić. Dimitry odradza. Przekonuje,  że wchodząc na drogę wampiryzmu, sam się pogrąża. Tristan ma podobne zdanie, ale i jego Scott nie chce słuchać. Jedynie Nefertari uważa to za wspaniały pomysł i, gdyby nie Dimitry i Tris, przemieniłaby go z marszu. (Albo się o niego martwi, albo po prostu lubi gryźć ludzi; pewnie to drugie).  Ja uznałam,  że wiem jeszcze zbyt mało na ten temat, by móc prawic mu morały.
Na domiar złego Matt wyjechał.  Na dobre. Victoria jest załamana,  a ja żałuję tylko, że tak długo odwlekałam rozmowę z nim. Ostatecznie zamieniłam z Mattem tylko kilka słów w przeddzień jego wyjazdu. Żałuję. Żałuję,  że sprawa Salenitów pochłonęła mnie tak bardzo, że olałam swojego przyjaciela. Kolejny już raz, o czym nie omieszka przypominać mi Vicky.  Jestem w takim dołku,  że jedyne, co może mi pomóc, to wielki kubełek lodów. Ale chyba zarezerwuje go na później. Zaraz spotykam się z Tristanem. Chociaż z nim nie będę niepotrzebnie przedłużać. I tak każdy już wie, jak jest.

piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział 38 : Nowe informacje

//Dimitry//
Był wieczór, już prawie noc, a ja siedziałem w pubie Henry'ego Greena dobrą milę od Dark High. Tak, tak, tak. To takie nieodpowiedzialne samemu szlajać się po zmroku, kiedy w okolicy grasuje psychopatyczny demon, który wybrał cię na swoją kolejną ofiarę. Tak, tak, tak. Tristan urządził mi już małą pogadankę na ten temat, ale akurat tego spotkania nie mogłem odłożyć na potem. Tu chodzi Nimfadorę, a wszystko, co dotyczy Nimfadory, jest sprawą pierwszorzędną.
http://38.media.tumblr.com/e71b2f64fddf8d8ce89242c4ae0b202f/tumblr_mfoq56niOJ1qcu2e2o1_500.gifZewsząd dobiegała powolna, nieco stłumiona muzyka. Jazz. Zająłem stolik w kącie sali, by nie rzucać się zbytnio w oczy. Jeśli do tego dodać kłęby papierosowego dymu, unoszące się w powietrzu, mogłem śmiało nazwać się niewidzialnym. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła dwunasta. Westchnąłem ze znużeniem i sięgnąłem po szklaneczkę brandy, którą wcześniej przyniosła mi wyjątkowo ładna kelnerka, Mówiłem już, jak ja lubię Latynoski? W sumie Skandynawki, Azjatki, Słowianki i Afroamerykanki też są niczego sobie. Nie żeby coś, ale chyba jestem najlepszym wzorem  miłości do bliźniego. Wszystkich bliźnich, zwłaszcza płci żeńskiej.
- Przepraszam za spóźnienie, panie Iwanow! - dobiegł mnie wysoki, lekko zachrypnięty głosik. Podniosłem wzrok znad szklanki i zobaczyłem wysoką szatynkę ubraną w jaskrawoczerwony płaszcz. Policzki miała zarumienione od wysiłku, który przyspieszył także bicie jej serca. Usiadła naprzeciwko mnie, uśmiechając się szeroko, i położyła na stół swoją wielką aktówkę.
- Dobry wieczór, Allison. Co ciekawego dziś dla mnie masz? 
- To, o co pan mnie prosił. Podzwoniłam trochę po różnych miejscach i osobach, odwiedziłam parę placówek, poszperałam w dokumentach, gdzie trzeba było, zastosowałam ekonomiczną sugestię tak, jak pan mnie uczył, i mam. - Uniosła tryumfalnie plik papierów. Podała mi go, a ja niezwłocznie zacząłem je przeglądać, mrucząc pod nosem podziękowania. Zmroziło mnie, gdy natrafiłem na kopertę, w której znajdował się akt potwierdzający oddanie dziecka do sierocińca.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 37 : Prawdziwa tożsamość Alexa

 //Dimitry//

Nie minęło pół godziny od naszego powrotu do Dark, jak wylądowaliśmy na Salenicko-Łowieckim (nie)przyjacielskim spotkaniu w gabinecie Alexa Morgana. Aż za dobrze pamiętałem swoją ostatnią wizytę w tym pokoju. Miało to miejsce w noc balu, kiedy Nimfadora i Scott znaleźli w łazience powieszoną Wiennę, a potem jeszcze ludzie Verisseta postanowili przenieść imprezę w plener i tam zaczaić się na Parkera. Wtedy z uporem godnym lepszej sprawy zapierałem się, że jestem zwykłym człowiekiem i w ogóle nie mam pojęcia, czemu mnie podejrzewają o cokolwiek, a dziś? Siedziałem sobie wygodnie na fotelu, popijając krwiste latte, nie musząc nikogo udawać. Dziwna odmiana.
Tristan na chwilę przed wejściem do gabinetu streścił mi i Nim pokrótce, co ustalili pod naszą nieobecność. Zawieszeni broni między nami a Morganami miało trwać tylko do momentu przekazania Verisseta i jego ludzi w ręce odpowiednich organów, ani chwili drugiej. Jeśli w trakcie współpracy, któreś z naszej trójki (Morganowie nie wiedzieli o Nefertari, May i Matejewach; wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że skoro sytuacja nie zmusiła ich do ujawnienia się, lepiej żeby nie ryzykowali i nie ujawniali się teraz, bo tak naprawdę nikt z nas nie wiedział, czego po Alexie i Claire można się spodziewać) zaatakuje człowieka, umowa zostaje zerwana. Każda strona ma obowiązek dzielić się wszystkimi zdobytymi informacjami, nie można żadnej zataić. Nie ma działania na własną rękę, bez konsultacji z resztą. I tego typu gadki.

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 36 : Szpital psychiatryczny w Feyn

- Nimfadoro Rosalie Rosengard, naprawdę masz nas za totalnych idiotów? - spytała Victoria, zakładając ręce na biodra.
Razem z Mattem stali nade mną - symulującą w różowym pajacyku chorobę - i posyłali mi protekcjonalne, ale i zmartwione spojrzenia.
Mimo wczorajszego "incydentu" z apelem i Verissetem, lekcje miały odbyć się normalnie. Jednakże chyba nie trudno się domyślić, że po okropieństwa dnia poprzedniego średnio uśmiechało mi się udawanie towarzyskiej, pisanie testu z niemca i fikanie koziołków na wuefie.
- Nie wiem, o co ci chodzi - wybełkotałam, między jednym sztuczny atakiem kaszlu a drugim.
W tym momencie wspomnę, że tak przypadkiem zapomniałam wspomnieć o swoim naznaczeniu... No bo jak niby miałam to zrobić? Podejść do Vicky i rzucić tekstem w stylu: "Słuchaj, mam niezłego newsa. Nigdy nie zgadniesz kogo Verisset wybrał sobie na kolejną ofiarę. Tak, mnie, kurcze jednak zgadłaś. Moja dobra rada, zacznijcie z Mattem rozglądać się za pogrzebową wiązanką, bo potem może nie być na to czasu".
- Jeśli nie chcesz iść do szkoły po tym, co się stało, po prostu powiedz. Nam nie musisz ściemniać - powiedział Matt, siadając na skraju mojego łóżka. Z jego niebieskich oczu biła troska tak wielka, że wprawiała w swojego rodzaju zakłopotanie.
- Niech wam będzie - kapituluję, odrzucając kołdrę. Wyprostowana i z dumną mimo wszystko miną wywieszam w myślach białą flagę. - Nimfadora urządza sobie wagary.
- Wiedziałam. - Victoria poprawiła Mattowi koślawo zawiązany krawat, będący częścią mundurka. Swoją drogą, w tej niebieskiej marynarce wygląda całkiem przystojnie, to trzeba Hillsowi przyznać. - Nie można było tak od razu?
- Właśnie - wtrąca się Matt. Poprawia przewieszony przez jedno ramię plecak, po czym nerwowo zerka na zegarek. - Słuchaj, Nim. Zaraz zaczynają się lekcje, a muszę jeszcze zajść do sekretariatu. Przesłuchanie i moralizatorską pogadankę o tym, jak nieładnie kłamać przyjaciołom, zachowam na potem. - Przez jego usta przemknął figlarny uśmiech. Szybko jednak zniknął. Ostatnimi czasy w Dark nikomu nie było do śmiechu. Dawno nie czułam się tak podle.

piątek, 29 maja 2015

Ważne !!!

WAŻNE!
Hej, pewnie większość z was wie, że oprócz Meridiane Falori mam też drugie konto - Sarikah Rossmary (dawniej Nimfadora Rosengard). Otóż chcę wam oznajmić, że to już nie jest moje konto - oddałam je przyjaciółce, bo nie mogłyśmy założyć jej nowego, a ja z tego i tak nie korzystałam. Tak więc jestem już tylko Meridiane ;)

sobota, 23 maja 2015

Rozdzial 35 :Strach

Tonęłam w oceanie ciemności - ciemności, która ogarnęła mój umysł, duszę i ciało. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Moje uszy nie słyszały żadnych dźwięków, zamknięte oczy z ołowiowymi powiekami niczego nie widziały, skóra niczym marmurowa płyta pozostawała niewrażliwa na jakikolwiek dotyk. Miałam wrażenie, że właśnie tak wygląda koniec. Ten krótki moment, w którym znajdujesz się na pograniczu życia i śmierci. Moment, w którym chcesz się wydostać, ale nie wiesz, którą stronę iść. Nie wiesz, która jest życiem, a która śmiercią. Lecz ja nie umierałam - tylko tyle wiedziałam. Pomimo Znaku Śmierci, którym naznaczył mnie Verisset, wciąż żyłam. Do czasu.
Kiedy tak dryfowałam na krze z własnej gasnącej świadomości, poczułam nagle w ustach okrutnie gorzki smak zimnej niczym lód cieczy... Początkowo nie wiedziałam, co to jest. Zamiast tego poczułam tylko, jak wracają mi siły. Niemrawo, w dalszym ciągu odrętwiała, przełknęłam. A potem znowu i znowu. To było jak porażenie piorunem - tak wielka energia wypełniła moje żyły.
Otworzyłam oczy.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 34 : Demony przeszłości

//Dimitry//

Nie potrafiłem uwierzyć, że Neferteri wykazała się taką głupotą. Jak, pytam się "JAK?" mogła zmarnować taką szansę?! Co za idiota decyduje się na ponowną przemianę, gdy raz uda mu się cudem wyzbyć tej przeklętej nieśmiertelności?! Gdyby to mnie los obdarzył taką okazją, nigdy nawet przez myśl by mi nie przeszło, aby wracać na drogę wampiryzmu. Bo i po co? Ludzie często nie doceniają tego, co mają. Może i ich życie nie trwa długo, wręcz przeciwnie, jest tylko ułamkiem sekundy w porównaniu do wampirzej wieczności, ale potrafi być naprawdę piękne. Ulotność nadaje chwilom wyjątkowości, zwiększa ich wagę... Nie to co u nas. Nikogo nie obchodzi to, co wydarzyło się dwieście lat temu i nikogo nie obchodzi to, co wydarzy się za dwieście lat. Wszyscy też mają gdzieś to, co dzieje się teraz. Każdy wampir ma świadomość, że wydarzenia dnia dzisiejszego będą miały się nijak do kolejnych tysiąc leci, które dopiero przed nami, więc po co się nimi przejmować? Wierzę, że każdy człowiek narodził się w czasie dla niego najodpowiedniejszym. Jeśli dane mu z góry pięćdziesiąt lat, to powinien żyć te pięć wieków i umrzeć, a jeśli sto, to sto. Ja z kolei czuję się jak sztucznie podtrzymywany przy życiu prawienieboszczyk, z każdym dniem coraz bardziej zagubiony. Coraz trudniej odnaleźć się w nowej rzeczywistości, w nowej epoce, w nowym stuleciu... Pomijając już sam fakt, że jesteśmy skazani na samotność. Nigdy nie założymy własnej rodziny, a ludzie, których pokochamy na jakikolwiek sposób prędzej czy później umrą, a my będziemy musieli na to patrzeć...