Lekcje jak zwykle kończyłam dobrze po piętnastej, ale
dzisiaj musiałam zostać na zajęciach dodatkowych z angielskiego. Na początku
roku, kiedy koło prowadziła nasza stara nauczycielka, lubiłam je, ale teraz,
gdy pałeczkę przejęła Claire… Nie było już tak fajnie. Myślałam, żeby się
wypisać, ale Tristian powiedział mi, żebym tego nie robiła, bo mogłoby to tylko
dać Morgan powody do podejrzeń. W sumie miał rację… Tyle miesięcy chodziłam na
zajęcia, a nagle coś mi się odwidziało i rzucam to wszystko. To byłoby co najmniej
dziwne. Tak czy inaczej, na całe szczęście, nie musiałam zostawać z Claire sam
na sam. W kółku byli także Victoria i Matt, Ann Harrway i Stephen Geriz z Domu
Poliglotów, Irma Clark od Sportowców oraz bliźniaczki z Domu Humanistów - Jenna
i Katie Mirwood wraz z chłopakiem Katie – Dustinem Pollem z Umysłów Ścisłych.
Przeważnie w zajęciach brała udział też May, ale dzisiaj coś jej wypadło i nie
mogła przyjść.
- A więc.. jaki temat chcecie dziś poruszyć? – spytała
Claire, aż przesadnie miłym tonem. Miałam ochotę uciec stamtąd oknem, ale
sądzę, że nie udałoby mi się tego zrobić tak, by nikt nie zauważył. I przy
okazji nie skręcić sobie karku…
- Może fantastyki? Stworzeń, które według nas nie istnieją,
ale jednak są obecne w literaturze każdego narodu i to z dość zbliżonymi opisami…
– podsunęła Victoria, mierząc Morgan bystrym spojrzeniem swych szarych oczu. No
tak… Cała Victoria… Ona jeszcze nie dała za wygraną. Ciągle szuka w książkach i
Internecie informacji o nadprzyrodzonych stworzeniach, które mogły przyczynić
się do śmierci Lydii. Mimo że próbuję jej wcisnąć, że może rzeczywiście jej
przyjaciółka popełniła samobójstwo, ona nie chce mi wierzyć. Nie dziwię się.
Nie ma nic złego w ciekawości Vicky, ale boję się, że w końcu natrafi na coś,
przez co mogłaby wpakować się w kłopoty.
- Możesz rozwinąć myśl? – poprosiła uprzejmie Claire,
odrzucając do tyłu swoje długie, ogniste włosy. I w tym momencie aż korciło
mnie, żeby powiedzieć „co rude to fałszywe”. Powiedzenie pasuje jak ulał! Ta… I
mówi to osoba, która dwa lata temu sama była ruda. No ale przynajmniej mam
nauczkę, żeby nie wierzyć temu, co jest napisane na opakowaniu. „Nasza
szamponetka schodzi po ośmiu myciach!” – mówili albo raczej pisali. Aha. Myłam
włosy codziennie przez pół roku i to cholerstwo dalej się utrzymywało.
- No widzi pani… -
zaczęła Victoria.
- Vicky, daj spokój. Ile razy ci mówiłam, że to nie istnieje
– syknęłam cicho, szturchając ją w bok.
- Panno Rosengard, proszę, daj się wypowiedzieć koleżance –
ozwała się Claire, robiąc gest, który, jak mniemam, miał zachęcić Victorię do
kontynuowania.